piątek, 26 lipca 2013

3



Trzasnęły frontowe drzwi.
Nikki tak czekała na ten dźwięk, że gdy go w końcu usłyszała, niemal podskoczyła. Odetchnęła  głęboko licząc do dziesięciu, po czym chwyciła przewieszoną przez krzesło torebkę i wyszła z pokoju.
-Wrócę niedługo- rzuciła, mijając w przedpokoju Jamesa.
Koniecznie musiała porozmawiać z Simonem, wyjaśnić tę sytuację i upewnić się, że wydarzenia zeszłej nocy pozostaną ich tajemnicą. Ostatnią rzeczą, jakie potrzebowała, był wujek wiedzący o tym, że zabawiała się z jego kolegą z zespołu. A ona, ten jeden jedyny raz cieszyła się, że mimo wszystko nie doszło do czegoś więcej. To by było dopiero niezręczne, pomyślała.
Rozejrzała się po ulicy i kątem oka dostrzegła ciemnowłosego mężczyznę znikającego za zakrętem.
-Poczekaj, możemy porozmawiać?- Odetchnęła z ulgą, gdy udało się jej go dogonić.
-O, to ty. –Zlustrował ją wzrokiem, z uśmiechem przyklejonym do twarzy. –O czym konkretnie?- Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, zaproponował jednego Nikki, a gdy odmówiła wzruszył tylko ramionami i zapalił.
-Ej, czy to nie jest przypadkiem moja zapalniczka? –Zobaczyła znajomy przedmiot w jego dłoni i przypomniała sobie, że zeszłej nocy mu ją pożyczała.
-Nie mam pojęcia, ale jest całkiem fajna- odparł, chowając ją do kieszeni.
-Oddaj mi ją- poprosiła, wyciągając dłoń.
-Przemyślę. –Uśmiechnął się jeszcze szerzej i zaciągnął się papierosem. –Więc o czym chciałaś porozmawiać? –Przystanęli przy ogrodzeniu parku, a Simon oparł nonszalancko nogę o ceglany murek.
-Nie wspominaj Jamesowi, że mieliśmy już okazję się poznać i generalnie o tym, co się wydarzyło. 
-A co się wydarzyło?- Widząc jej minę, nie mógł przepuścić okazji do podrażnienia się z nią.
Gdy wcześniej w mieszkaniu przyjaciela okazało się, że dziewczyna z klubu jest krewną jego przyjaciół, nie potrafił w to uwierzyć. No bo jakie mogło być tego prawdopodobieństwo? Nie wspominając o tym, że nie miał nawet pojęcia o jej istnieniu. Po chwili namysłu doszedł jednak do wniosku, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Simonowi potrzebna była teraz osoba, z którą mógłby spędzać czas, bawić się, nie myśleć o wszystkim, przez co przeszedł. I miał wrażenie, że właśnie Nikki idealnie pasowałaby do tej roli; była młoda, bez wątpienia ładna i prawie nikogo tutaj nie znała.
-Po prostu nie mów Jamesowi, że byliśmy pijani i się całowaliśmy. Proszę- dodała.
-To i tak nie było nic wielkiego- stwierdził, dalej się z nią drażniąc.
-Co nie zmienia faktu, że powinno to zostać między nami. Poza tym widzę, że najwyraźniej uraziłam twoje ego, bo wczoraj nie rozpoznałam, że to ty, wielka gwiazda.
Mężczyzna roześmiał się.
-O nic się nie martw, nasz sekret jest bezpieczny. –Puścił jej oczko. –A, przy okazji. Mógłbym na chwilę pożyczyć twój telefon? Zapomniałem swojego i nie mam jak zadzwonić do kolegi.
-Skoro musisz. –Podała mu swoją komórkę i przyglądała się, jak wybiera numer.
Przyznała w duchu, że pod wpływem alkoholu Simon był o wiele bardziej sympatyczny, niż teraz.
-Nie, odbiera. No trudno. –Oddał jej telefon. –Masz jakieś plany na dzisiaj?- zapytał niespodziewanie.
-Owszem- odparła, siląc się na uśmiech. –Przebywać jak najdalej od ciebie.
Odwróciła się i po chwili zniknęła za zakrętem, odprowadzona wzrokiem przez Simona, który jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że byłaby dla niego idealnym towarzystwem.
*
-Zostaliśmy sami?- Marie podeszła do zamykającego drzwi Jamesa. –Jak myślisz, ile jej nie będzie?
-Nie mam pojęcia- odparł, obracając się w jej stronę.
 -Sądzisz, że zdążylibyśmy…?- Zaczęła rozpinać guziki jego błękitnej koszuli, obserwując jak na twarzy rudowłosego pojawia się uśmiech.
-Nie przekonamy się, jeśli nie spróbujemy- odpowiedział, chwytając jej twarz w dłonie i całując namiętnie. Miał nadzieję, że tym razem nikt i nic im nie przerwie.
Usiedli na kanapie, gdzie Marie kontynuowała rozbieranie swojego mężczyzny.
-Uwielbiam cię w koszulach, ale ich zdejmowanie zajmuje zdecydowanie za dużo czasu –wyszeptała między pocałunkami. W końcu ściągnęła ją z jego ramion i westchnęła; po tym, jak rano Nikki pokrzyżowała im plany, nie myślała o niczym innym, jak o chwili, w której będzie mogła w końcu kochać się z Jamesem.
On chyba też, wnioskując po tym, że niemal zerwał z niej sukienkę.
Położył ją na kanapie i przycisnął ciężarem swojego ciała; przesunęła dłonią po jego nagich plecach, masowała językiem jego język. James przerwał na chwilę, podnosząc się na przedramionach i spoglądając w zielone oczy kobiety, które przepełnione były czystym pożądaniem. Zaczął całować ją po dekolcie, zadowolony, że Marie nie założyła dzisiaj stanika.
Nieważne, co myśleli inni i jak ten związek wyglądał dla kogoś z zewnątrz; on był z nią szczęśliwy.
Uklęknął przed kanapą i pogładził ją po wewnętrznej stronie uda. Zadrżała.
Doskonale wiedziała, co zaraz nastąpi.
-O tak- jęknęła cicho, czując jego usta pomiędzy udami. Tak dobrze wiedział, jak sprawić jej rozkosz i nawet po tylu spędzonych razem latach, za każdym razem, kiedy się kochali, odkrywali siebie na nowo.
Pieścił ustami jej najczulsze miejsca, z satysfakcją wsłuchując się w jej urywany oddech. Nic nie smakowało lepiej, niż ona.
-Och, kochanie. –Połaskotał ją swoim ciepłym oddechem, po czym wsunął w nią dwa palce i z satysfakcją obserwował, jak na jej twarzy pojawił się grymas rozkoszy. Czując jej gorące, wilgotne wnętrze, wolną dłonią rozpiął swoje spodnie i Marie zorientowała się, jaki będzie jego kolejny krok.
-Czekaj- wyszeptała, łapiąc oddech. Musiała mu się odwdzięczyć.
Stanął przed nią, pochylając się do pocałunku, a ona zsunęła się z kanapy na kolana i potarła jego krocze przez materiał bokserek.
Jęknął pod wpływem jej dotyku.
Zdjęła z niego ostatni element garderoby, spojrzała Jamesowi w oczy, po czym otoczyła językiem jego penisa. Całowała go, ssała i lizała, jakby chciała mu udowodnić, że była to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek miała w ustach.
Przytrzymał ją za włosy, zatrzymując ją na moment.
-Chcę dojść w tobie- powiedział wracając na kanapę. Marie usiadła na nim, przyciskając go do oparcia. On przytrzymywał ją za biodra, patrząc jak jej piersi falują, gdy poruszała się rytmicznie. Zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągając do siebie i całując za uchem.
Zupełnie zapomnieli o tym, że Nikki może wrócić do mieszkania w każdej chwili, więc nawet nie starali się zachowywać cicho. James przesunął ręce na plecy Marie, objął ją i położył obok siebie, zmieniając pozycję. Zarzucił sobie jej jedną nogę na ramię i wszedł w nią ponownie, tym razem nie myśląc nawet o byciu delikatnym.
Ich oddechy stawały się coraz bardziej urywane, ruchy coraz szybsze, a ciała bardziej rozpalone. James czuł jak jej wnętrze zaciska się wokół niego, a z ust wydobywają się jęki rozkoszy. Jej nogi drżały z podniecenia.
Patrzyli sobie prosto w oczy; był cały w niej.
Fale przyjemności rozlały się po ich ciałach, a oni chcieli by ten orgazm trwał wiecznie.
-To było cudowne. –Przesunęła się, robiąc mu miejsce obok siebie. –Kocham cię- wyszeptała, kładąc dłoń na jego pokrytym zarostem policzku.
-Ja ciebie bardziej- odparł, całując ją w czoło.
Oboje wiedzieli, że miał rację.  

poniedziałek, 22 lipca 2013

2

So itʼs storming on the lake
Little waves our bodies break




-Jak mogłeś pozwolić jej zostać, nawet nie pytając się mnie o zdanie?- Marie stała naprzeciwko Jamesa z ramionami skrzyżowanymi na piersi, nie potrafiąc zrozumieć jego decyzji.
-A co miałem zrobić? Powiedziała, że nie ma gdzie się podziać. –Mężczyzna wiedział, że żadne tłumaczenia mu nie pomogą; Marie już zajęła swoje stanowisko w tej sprawie.
-Mogłeś pożyczyć jej pieniądze na wynajem jakiegoś pokoju, nie wiem, cokolwiek, ale nie mówić jej, że może się u nas zatrzymać na ile tylko zapragnie. Myślałam, że skoro mieszkamy razem, to też mam coś do powiedzenia w tej materii.
-Posłuchaj, nie potrafiłbym dać jej po prostu pieniędzy i wyrzucić za drzwi. Jesteśmy jedyną rodziną jaką ma, od kiedy straciła najbliższych w tym okropnym wypadku. Poza tym, Ben obiecał jej na ich pogrzebie, że jeśli będzie czegokolwiek potrzebowała, to zawsze może na nas liczyć.
-No właśnie, Ben obiecał, a nie ty.
-Nie bądź śmieszna, Marie. Gdyby mój brat mógł, to jestem pewien, że by ją do siebie zabrał. I ty też dobrze o tym wiesz.
Rudowłosa westchnęła.
-Masz rację, przepraszam. –Podeszła do niego i wtuliła się w jego pierś. –Miałam nadzieję, że teraz sobie wszystko spokojnie poukładamy, że będziemy mieć czas tylko dla nas dwoje zanim znowu wyjedziecie w trasę.
-Szkoda, że na niektóre sprawy nie mam wpływu. –James nawet nie próbował kryć swojej dezaprobaty wobec postawy Marie. Czasami wydawało mu się, że ona zawsze musiała zrobić dramat z każdej błahostki.
A on poważnie zastanawiał się czy będzie potrafił to znosić.
-Rozmawiałeś z nią na temat tego, ile ma zamiar u nas przebywać?
-Tak. Powiedziałem jej, jaka jest sytuacja i obiecała, że to tylko chwilowe, dopóki nie znajdzie jakiejś pracy. Chcę jej pomóc, Marie. Ja i jej ojciec byliśmy kuzynami, dorastaliśmy razem i wiem, że on zrobiłby to samo dla moich dzieci.
-Jakoś nie umiem wyobrazić sobie życia we trójkę, i to jeszcze z obcą osobą pod dachem.
-Nawet nie zauważysz jej obecności- wyszeptał, całując ją w czubek głowy.
-Mam nadzieję, chociaż i tak będziemy musieli zamykać drzwi do sypialni. –Liczyła, że uda się jej go rozbawić, albo przynajmniej sprawić, by przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Bezskutecznie.
Wtuliła się w niego jeszcze mocniej, bo zrozumiała, że właśnie przez nią zrobili wielki krok wstecz.
*
-No, i tym sposobem od 24 godzin jestem rozwodnikiem. –Simon spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu, po czym wsunął go z powrotem do kieszeni i przeniósł wzrok na towarzyszącego mu Bena.
Siedzieli na ławce w niewielkim parku przylegającym do ośrodka odwykowego, głównie obserwując innych pacjentów spacerujących alejkami.  Mało rozmawiali.
Simon miał okropnego kaca i marzył mu się raczej dzień spędzony w domu, ze szczelnie pozasłanianymi oknami i wyłączonym telefonem.
-I jak się z tym czujesz?- zapytał Ben, żałując, że nie mógł cały czas być przy przyjacielu w tym trudnym dla niego czasie.
Miał wrażenie, że wszystkie złe rzeczy przytrafiły im się w tym samym momencie.
-Chyba za dużo przebywasz z psychologami, bo zaczynasz gadać jak oni.
Mężczyźni zaśmiali się krótko.
-Pytam poważnie, Simon.
-No a jak mogę się czuć? Jestem tak samo zdołowany, jak w dniu, w którym postanowiliśmy definitywnie się rozstać. Nic się nie zmieniło i raczej nie zmieni. Wczoraj miałem już dość i poszedłem się…- Ugryzł się w język. –Zabawić.
-Upić- poprawił go Ben. –Możesz to przy mnie powiedzieć, naprawdę. Nie róbmy listy zakazanych słów. Jak stąd wyjdę, to chociaż ty zachowuj się normalnie, bo inaczej tego nie zniosę.
-Jasne, stary. W ogóle to cieszę się, że to już niedługo. Wszystkim nam ciebie bardzo brakuje.
-Tylko bez takich ckliwych gadek, Si. –Uśmiechnął się, kręcąc głową. –Więc poszedłeś się wczoraj upić, i co dalej?
-Chciałem na chwilę zapomnieć o tym całym gównie, ale oczywiście to nie takie proste. No i zacząłem się zastanawiać nad wieloma sprawami. Czy znajdę jeszcze jakąś kobietę, z którą ułożę sobie życie i takie tam inne głupoty. Spotkałem też dziewczynę…- Zamyślił się. Nie był pewien czy z tej części nocy również chce się zwierzać.
-Szybko- stwierdził Ben.
-Dlaczego wiedziałem, że to powiesz… Ale nie doszło do tego, o czym myślisz. To znaczy, okej, bawiliśmy się razem przez pół nocy i później tak wyszło, że się pocałowaliśmy. Nic więcej. Przyznaję, że była niesamowicie pociągająca, mówię ci, gdybyś ją zobaczył. –Oblizał usta. –Tylko ja wiem, że nie potrafiłbym. Dlatego naszły mnie wątpliwości czy dam sobie w ogóle szansę na poznanie kogoś.
-Na pewno potrzebujesz czasu.
-Problem w tym, że zawsze ktoś mi to powie. „Daj sobie czas, jest jeszcze za wcześnie, w końcu nadejdzie dobry moment na nową miłość”. A ja będę myślał, że może faktycznie coś w tym jest.
-Racja- przyznał. –Więc co masz zamiar zrobić?
-Na pewno nic na siłę, w przeciwieństwie do twojego brata i Marie. –Simon nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił jakiejś kąśliwej uwagi na temat jego ulubionej pary.
-Czyżby znowu  z nim zamieszkała?- Ben widział, że przyjaciel nie może się doczekać, by  znowu wyrazić nieprzychylną opinię o dziewczynie jego brata.
-O tak, wprowadziła się do niego wczoraj, a ja zadzwoniłem do niego parę godzin temu i wiesz co? Już zdążyli się pokłócić.
-Widzę, że wracanie do siebie idzie im lepiej niż kiedykolwiek.
-Ale to nie wszystko. Z tego, co w 5 minut zdążył przekazać mi Jimbo, poszło o to, że rano zjawiła się u niego jakaś dziewczyna, która jest córką waszego kuzyna, który zginął w wypadku, i zapytała, czy mogła by się u nich zatrzymać. No i on się zgodził, chociaż Marie miała odmienne zdanie, więc urządziła mu awanturę roku.
-Nicole przyjechała?- Ben był bardzo zaskoczony.
-Nie wspominał, jak ma na imię, ale pewnie tak.
-Cholera, że mnie tam teraz nie ma. Obiecałem jej kiedyś, że jeśli będzie potrzebować pomocy, to ma do mnie przyjść, a teraz to wszystko spada na Jamesa…
-Dadzą sobie jakoś radę, może przy okazji Marie nauczy się, że nie wszystko musi być tak, jak ona sobie tego zażyczy.
-Ty naprawdę jej nie lubisz, co?
-I nawet się z tym nie kryję.
-Mimo to, James jest z nią z jakiegoś powodu i chyba nie powinniśmy się wtrącać w ich życie.
-Ależ ja wcale nie mam takiego zamiaru- odparł Simon, starając się nie uśmiechnąć. –Co nie zmienia faktu, że powinienem iść sprawdzić czy już się pozabijali. I chyba kupię sobie po drodze popcorn, to może być dobre widowisko…
*
Nikki leżała na łóżku w pokoju gościnnym mając nadzieję, że James i jego dziewczyna nie będą się już więcej kłócić, i że uda się jej chociaż na chwilę zdrzemnąć.
Nie miała na co narzekać; stwierdziła nawet, wszystko poszło jakoś zadziwiająco łatwo. Nie spodziewała się, że James bez słowa przyjmie ją pod swój dach, ale skoro już tak się stało, to miała zamiar z tego w pełni skorzystać.
Wstała i, uchyliwszy ostrożnie drzwi, upewniła się, że nikogo nie ma w salonie i może pójść do kuchni po szklankę wody bez narażania się na nieprzychylne spojrzenia dziewczyn Jamesa. Po ostatniej imprezie męczył ją kac, ale nie miała do siebie pretensji, że się odrobinę zapędziła. Jej pierwszy wieczór w nowym mieście okazał się lepszy, niż mogła się tego spodziewać, tym bardziej, że spędziła go w doborowym towarzystwie tego wytatuowanego przystojniaka, jakkolwiek miał on na imię. Żałowała jedynie, że nie skończyli w łóżku, bo po samych pocałunkach wiedziała, że tej nocy nie zapomniałaby do końca życia. Ciągle myślała o jego ustach na swoich, o tym, jak przyciskał ją do ściany, o jego mięśniach napinających się pod wpływem jej dotyku, i nie mogła zrozumieć co go powstrzymało przed zaproszeniem jej do swojej sypialni. Bo jeśli ona miałaby tylko taką możliwość, to bez wahania zaprosiłaby go do siebie.
Nalewała sobie wody do szklanki, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Przez chwilę zastanowiła się czy nie powinna otworzyć, ale na szczęście James ją w tym uprzedził.
-Cześć stary. Mogę wejść?- Usłyszała męski głos.
-Tak, jasne.
-Byłem u Bena, pytał czy macie go zamiar odwiedzić.
Dziewczyna oparła się o blat i postanowiła przez chwilę przysłuchać się ich rozmowie.
-Mieliśmy go odwiedzić dzisiaj, ale zjawił się nieoczekiwany gość i w końcu zapomniałem o całej reszcie.
-Bardzo nieładnie, Jimbo- skwitował nieznajomy mężczyzna. –A gdzie masz swoją kobietę? Czyżby w kuchni?
Nikki usłyszała kroki i nie mając pojęcia, jak się właściwie zachować, szybko przeczesała dłonią włosy. Poznawanie znajomych Jamesa było naprawdę ostatnią rzeczą, na jakie miała w tym stanie ochotę.
Gdy mężczyzna pojawił się w drzwiach, nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Przez jakieś dwie sekundy, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność, stali naprzeciwko siebie z identycznym szokiem wymalowanym na twarzach. Dziewczyna wiedziała, że jeśli dużo się o kimś myśli, to ta osoba się pojawia, ale to było już przesadą.
-To jest właśnie Nicole. –James stanął obok ciemnowłosego kolegi, a Nikki poczuła, jak oblewa się rumieńcem. Gorzej już chyba być nie mogło.
-Simon. –Uścisnęli sobie dłonie, a ona cały czas modliła się, żeby nie przyszło mu do głowy wspomnieć, że mieli okazję poznać się już od niemal każdej strony. –Kolega z zespołu, pewnie mnie kojarzysz- dodał bardzo wymownie.
-Oczywiście, miło mi. –Miała nadzieję, że James w niczym się nie połapie.
Simon uśmiechnął się do niej serdecznie. Musiał przyznać, że po raz kolejny świat okazał się być naprawdę mały…

czwartek, 18 lipca 2013

1



Don't question the man's choice
Without knowing his story 
 


-Nie myśl sobie, że po tym wszystkim pozostaniemy przyjaciółmi. –Wahadłowe drzwi otworzyły się z impetem i z budynku sądu niemal wybiegł wzburzony mężczyzna, klepiąc się dłonią po kieszeniach spodni w poszukiwaniu zapalniczki, by w końcu móc zaciągnąć się tkwiącym w jego ustach papierosem.
-Simon, poczekaj. Uspokój się. –Usłyszał za sobą głos rudowłosego kolegi, którego słowa postanowił zignorować, wciąż idąc przed siebie, byle szybko, byle dalej od tego miejsca.
-Jak możesz oczekiwać, że będę spokojny, skoro moja żona, cóż, od teraz była żona, najpierw mówi o mnie takie rzeczy, a później sugeruje, że powinniśmy mimo wszystko być przyjaciółmi. I jeszcze ten jej nowy kochaś, stojący dwa metry od niej i śmiejący mi się prosto w twarz! Wiesz ilu już ich miała od czasu rozstania? Bo oczywiście to ja muszę być tym złym, ja jestem odpowiedzialny za rozpad naszego małżeństwa, w końcu ona tylko siedziała w domu, to mnie wiecznie nie było. A teraz wyszła na swoje. Ale wiesz co, niech sobie bierze te pieniądze, których beze mnie nigdy by nie miała. Przynajmniej już nigdy nie będę musiał słuchać jej kłamstw. –Zatrzymał się na chwilę i odwrócił do przyjaciela. –Chodźmy się napić, James- powiedział już spokojniejszym tonem. 
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
-Przepraszam, ale nie dzisiaj. –Poklepał go po ramieniu.
-Ponieważ?- Spojrzał na niego z nieukrywanym zdziwieniem.
-Cóż. –James wiedział, że jego wyjaśnienie na pewno spotka się z dezaprobatą, ale nie mógł przecież wiecznie trzymać pewnych rzeczy w tajemnicy. –Ja i Marie wróciliśmy do siebie i dzisiaj się do mnie z powrotem wprowadza.
-Ty naprawdę nie potrafisz się od niej uwolnić- skwitował Simon, odnajdując na parkingu swój samochód.
-I chyba już nie chcę. –James usiadł w fotelu pasażera.
-Liczysz, że tym razem wam wyjdzie?- W jego głosie dało się wyłapać prześmiewczy ton.
-Owszem. Wiesz co mówią, do trzech razy sztuka. 
-W waszym przypadku to już chyba trochę więcej.
-No to najwyraźniej jesteśmy na siebie skazani- uciął James, nie chcąc po raz kolejny wdawać się w dyskusję z kimś, kto chwilę wcześniej stał się najmniej odpowiednią osobą do udzielania porad w kwestii udanych związków.
-Ja, w każdym razie, jadę do domu się przebrać i ruszam na miasto. W końcu jestem wolnym człowiekiem, mogę robić co chcę i uwierz mi, będę z tego korzystał.
-Tylko się nie zagalopuj z tą swoją wolnością. Nie chcesz chyba skończyć jak Ben…
Zamyślili się, patrząc w jakiś punkt daleko przed sobą. Simon wiedział, że to nie była dobra chwila na alkoholowe ekscesy, ale z drugiej strony potrzebował chociaż na moment zapomnieć o wydarzeniach ostatnich miesięcy, przez które stracił już prawie wszystko, na czym mu zależało.
-To przynajmniej wypijemy u mnie jedno piwo- zaproponował, obserwując jak krople deszczu coraz intensywniej uderzają o przednią szybę samochodu.
-Niech ci będzie- zgodził się niechętnie.
Simon ruszył, uśmiechając się pod nosem. 
Zawsze stawiał na swoim.
*
Nikki poprawiała przed lustrem ramiączko swojej obcisłej sukienki, zaczynając powoli żałować, że odrzuciła propozycję przystojnego Latynosa, który przez pół wieczoru starał się ją usilnie namówić na wizytę w jego sypialni. Był czarujący, a ona miała ochotę się zabawić w zupełnie obcym mieście, ale myśl o ty, co miała tutaj do zrobienia skutecznie powstrzymywała ją przed podejmowaniem nierozsądnych decyzji. Już i tak wypiła za dużo, chociaż obiecywała sobie, że nie skończy w takim stanie, ale dopóki to nie ona musiała płacić, jakoś ciężko było jej odmówić, gdy uroczy facet przy barze proponował jej kolejnego drinka.
Wyciągnęła telefon z torebki, sprawdzając godzinę. Do rana było jeszcze sporo czasu, a ona nie miała co ze sobą zrobić. Gdyby ktoś zabrał ją na noc do domu, mogłaby chociaż chwilę pospać i wziąć prysznic, a później wrócić na dworzec i odebrać z przechowalni swoją torbę, w której znajdowało się właściwie wszystko, co miała. Odczuwała zmęczenie długą podróżą, a szumiący w głowie alkohol niczego nie ułatwiał.
Wyszła z toalety i wróciła do ciemnowłosego mężczyzny, który już czekał na nią z następnym drinkiem.
-Już jestem. –Uśmiechnęła się do niego, stwierdzając, że jeśli by to zaproponował, chętnie znalazłaby się w jego sypialni.
-Chcesz potańczyć?- zapytał widząc, jak zerka w stronę wypełnionego bawiącymi się ludźmi parkietu.
-Nie, nieszczególnie mam na to ochotę- odparła, sącząc truskawkowe mojito.
-To dobrze, ja też nie- westchnął. Był chyba jeszcze bardziej pijany niż ona. –Ale po co w takim razie przyszłaś do klubu?
-Mogłabym zadać ci dokładnie to samo pytanie.
-Ja spytałem pierwszy- zauważył.
-Staram się jakoś wypełnić sobie czas do rana- odparła zgodnie z prawdą.
-A później co?
-Teraz kolej na twoją odpowiedź, mój drogi.
-Przyszedłem się upić- odparł z szerokim uśmiechem, robiąc ostatni łyk szkockiej.
-Do klubu?- Stwierdziła, że jest dziwny.
-Ludzie wokół sprawiają, że nie czuję się źle z myślą, że piję sam.
-Teraz na szczęście ja rozwiązuję ten problem- zauważyła, przysuwając się bliżej niego.
-I niezmiernie mnie to cieszy- przyznał, również starając się zmniejszyć dystans między nimi.
Im dłużej siedział w towarzystwie tej dziewczyny, tym bardziej kusiło go, by raz w życiu nie zastanawiać się nad konsekwencjami i po prostu zaprosić ją do siebie. Jednak nie potrafił tego zrobić, nawet po tej ilości alkoholu, którą wypił, wciąż miał opory. Nie umiał nawet wyobrazić sobie jakby to miało wyglądać. Od ponad dziesięciu lat jedyną kobietą, z którą sypiał była jego żona i nawet będąc już po rozwodzie wiedział, że wciąż czułby się winny robiąc to z inną. Ilekroć się nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że Francesca była miłością jego życia, i chociaż przez ostatnie kilka miesięcy mówił o niej wiele przykrych rzeczy, to w głębi serca wciąż ją kochał. Gdyby przyszła do niego i powiedziała, że przeprasza za wszystko i chce do niego wrócić, nie wahałby się nawet przez moment.
-Chyba pora zmienić lokal. Idziesz ze mną?- zapytał, starając się przestać rozmyślać o byłej żonie.
Skinęła twierdząco głową, na co Simon rozchmurzył się.
Wytłumaczył sobie, że po prostu nie chciał zostać tej nocy sam.
*
-Jak się spało?- zapytał James, nie potrafiąc ani na chwilę oderwać wzroku od leżącej w jego łóżku Marie.
-Fantastycznie, tylko trochę krótko- odparła, uśmiechając się ciepło, kiedy nachylił się nad nią i delikatnie pocałował.
-Nie będę pokazywał palcem, kto tak bardzo nie chciał szybko kończyć tego wieczoru.
-Wyglądałeś na całkiem zadowolonego z tego faktu- stwierdziła, na co James się zaśmiał.
Marie miała rację, wczorajszy wieczór był jak najbardziej udany, w szczególności ta część, która nastąpiła po przekroczeniu progu jego mieszkania.
-Zapraszam do kuchni, zrobiłem nam śniadanie.
Marie sięgnęła po białą koszulę Jamesa, którą kilka godzin temu ściągała z niego w niesamowitym pośpiechu, i zarzuciwszy ją na nagie ramiona, zapięła jeden guzik i podążyła za ukochanym.
-Zaskoczyłeś mnie- przyznała przebiegając wzrokiem po stole, na którym czekał na nią posiłek złożony z tostów, owocowej sałatki i jej ulubionego świeżo wyciskanego soku z pomarańczy.
Cieszyło ją to, że James na każdym kroku udowadniał, że naprawdę mu na niej zależy, przede wszystkim dlatego, że ostatnim razem rozstali się właśnie z tego powodu; teraz najwyraźniej mężczyzna przemyślał sprawę i postanowił naprawić swój błąd.
Zjedli, rozmawiając o planach na najbliższy weekend i wpatrując się w siebie jak w obrazek.
James dopiero mając ją znowu dla siebie zrozumiał, jak jego życie bez niej było pozbawione sensu. Nieważne, że Simon miał rację z ich rozstawaniem się i ponownym schodzeniem. Czuł, że nadszedł już ten moment, w którym wszystko miało się ułożyć; znali się już od każdej strony, wyciągnęli wnioski z poprzednich lekcji jakie dał im los i byli gotowi na wspólne życie. Był o tym przekonany.
-Kocham cię- wyszeptała Marie, siadając mu na kolanach.
-Ja ciebie też- odparł, odgarniając niesforny kosmyk rudych włosów z jej czoła.
-Tak sobie myślę, że po tym cudownym posiłku może powinniśmy wrócić do łóżka i dokończyć to, co zaczęliśmy wczoraj…- zasugerowała, przygryzając dolną wargę.
-Skoro tego właśnie chcesz, to nie mogę odmówić. -Poczuła jego ciepły oddech na szyi, a zaraz potem jego usta zaczęły wędrować coraz niżej, dochodząc do kołnierzyka koszuli. Rozpiął ją i rozchylił, obejmując Marie w talii i wstając z krzesła. Kobieta oplotła go nogami i obdarzyła namiętnym pocałunkiem, gdy niósł ją do sypialni. Rozchylił wargi wychodząc na spotkanie jej językowi. Dobrze wiedział, że nie może się doczekać, by poczuć go w sobie, a on miał zamiar dać jej wszystko, czego chciała.
Położył ją na łóżku, nie pozwoliła mu się odsunąć nawet na centymetr.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi i zastygli w bezruchu.
-Możemy udawać, że nas nie ma- stwierdziła Marie, gdy ktoś zadzwonił ponownie.
-Lepiej sprawdzę kto to.- James już był w połowie drogi do przedpokoju.
Miał nadzieję, że to nie Simon postanowił wpaść z nieoczekiwaną wizytą, a jeśli tak, to miał zamiar zatrzasnąć mu drzwi na twarzy. Przecież dobrze wiedział, że miał nie pojawiać się bez wcześniejszej zapowiedzi, skoro Marie ponownie się wprowadziła.
Otworzył i ze zdziwieniem odkrył, że na jego progu nie stoi przyjaciel, tylko młoda blondynka z dużą torbą przewieszoną przez ramię.
Uśmiechnęła się widząc jego zaskoczoną minę.
-Cześć wujku…