Don't question the man's choice
Without knowing his story
Without knowing his story
-Nie myśl sobie, że po tym wszystkim pozostaniemy
przyjaciółmi. –Wahadłowe drzwi otworzyły się z impetem i z budynku sądu niemal
wybiegł wzburzony mężczyzna, klepiąc się dłonią po kieszeniach spodni w
poszukiwaniu zapalniczki, by w końcu móc zaciągnąć się tkwiącym w jego ustach
papierosem.
-Simon, poczekaj. Uspokój się. –Usłyszał za sobą głos
rudowłosego kolegi, którego słowa postanowił zignorować, wciąż idąc przed
siebie, byle szybko, byle dalej od tego miejsca.
-Jak możesz oczekiwać, że będę spokojny, skoro moja żona,
cóż, od teraz była żona, najpierw mówi o mnie takie rzeczy, a później sugeruje,
że powinniśmy mimo wszystko być przyjaciółmi. I jeszcze ten jej nowy kochaś,
stojący dwa metry od niej i śmiejący mi się prosto w twarz! Wiesz ilu już ich
miała od czasu rozstania? Bo oczywiście to ja muszę być tym złym, ja jestem
odpowiedzialny za rozpad naszego małżeństwa, w końcu ona tylko siedziała w
domu, to mnie wiecznie nie było. A teraz wyszła na swoje. Ale wiesz co, niech
sobie bierze te pieniądze, których beze mnie nigdy by nie miała. Przynajmniej
już nigdy nie będę musiał słuchać jej kłamstw. –Zatrzymał się na chwilę i
odwrócił do przyjaciela. –Chodźmy się napić, James- powiedział już spokojniejszym tonem.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
-Przepraszam, ale nie dzisiaj. –Poklepał go po ramieniu.
-Ponieważ?- Spojrzał na niego z nieukrywanym zdziwieniem.
-Cóż. –James wiedział, że jego wyjaśnienie na pewno spotka
się z dezaprobatą, ale nie mógł przecież wiecznie trzymać pewnych rzeczy w
tajemnicy. –Ja i Marie wróciliśmy do siebie i dzisiaj się do mnie z powrotem
wprowadza.
-Ty naprawdę nie potrafisz się od niej uwolnić- skwitował
Simon, odnajdując na parkingu swój samochód.
-I chyba już nie chcę. –James usiadł w fotelu pasażera.
-Liczysz, że tym razem wam wyjdzie?- W jego głosie dało się
wyłapać prześmiewczy ton.
-Owszem. Wiesz co mówią, do trzech razy sztuka.
-W waszym przypadku to już chyba trochę więcej.
-No to najwyraźniej jesteśmy na siebie skazani- uciął James,
nie chcąc po raz kolejny wdawać się w dyskusję z kimś, kto chwilę wcześniej
stał się najmniej odpowiednią osobą do udzielania porad w kwestii udanych
związków.
-Ja, w każdym razie, jadę do domu się przebrać i ruszam na
miasto. W końcu jestem wolnym człowiekiem, mogę robić co chcę i uwierz mi, będę
z tego korzystał.
-Tylko się nie zagalopuj z tą swoją wolnością. Nie chcesz
chyba skończyć jak Ben…
Zamyślili się, patrząc w jakiś punkt daleko przed sobą.
Simon wiedział, że to nie była dobra chwila na alkoholowe ekscesy, ale z
drugiej strony potrzebował chociaż na moment zapomnieć o wydarzeniach ostatnich
miesięcy, przez które stracił już prawie wszystko, na czym mu zależało.
-To przynajmniej wypijemy u mnie jedno piwo- zaproponował,
obserwując jak krople deszczu coraz intensywniej uderzają o przednią szybę
samochodu.
-Niech ci będzie- zgodził się niechętnie.
Simon ruszył, uśmiechając się pod nosem.
Zawsze stawiał na
swoim.
*
Nikki poprawiała przed lustrem ramiączko swojej obcisłej
sukienki, zaczynając powoli żałować, że odrzuciła propozycję przystojnego
Latynosa, który przez pół wieczoru starał się ją usilnie namówić na wizytę w
jego sypialni. Był czarujący, a ona miała ochotę się zabawić w zupełnie obcym
mieście, ale myśl o ty, co miała tutaj do zrobienia skutecznie powstrzymywała
ją przed podejmowaniem nierozsądnych decyzji. Już i tak wypiła za dużo, chociaż
obiecywała sobie, że nie skończy w takim stanie, ale dopóki to nie ona musiała
płacić, jakoś ciężko było jej odmówić, gdy uroczy facet przy barze proponował jej
kolejnego drinka.
Wyciągnęła telefon z torebki, sprawdzając godzinę. Do rana
było jeszcze sporo czasu, a ona nie miała co ze sobą zrobić. Gdyby ktoś zabrał
ją na noc do domu, mogłaby chociaż chwilę pospać i wziąć prysznic, a później
wrócić na dworzec i odebrać z przechowalni swoją torbę, w której znajdowało się
właściwie wszystko, co miała. Odczuwała zmęczenie długą podróżą, a szumiący w
głowie alkohol niczego nie ułatwiał.
Wyszła z toalety i wróciła do ciemnowłosego mężczyzny,
który już czekał na nią z następnym drinkiem.
-Już jestem. –Uśmiechnęła się do niego, stwierdzając, że
jeśli by to zaproponował, chętnie znalazłaby się w jego sypialni.
-Chcesz potańczyć?- zapytał widząc, jak zerka w stronę
wypełnionego bawiącymi się ludźmi parkietu.
-Nie, nieszczególnie mam na to ochotę- odparła, sącząc
truskawkowe mojito.
-To dobrze, ja też nie- westchnął. Był chyba jeszcze
bardziej pijany niż ona. –Ale po co w takim razie przyszłaś do klubu?
-Mogłabym zadać ci dokładnie to samo pytanie.
-Ja spytałem pierwszy- zauważył.
-Staram się jakoś wypełnić sobie czas do rana- odparła
zgodnie z prawdą.
-A później co?
-Teraz kolej na twoją odpowiedź, mój drogi.
-Przyszedłem się upić- odparł z szerokim uśmiechem, robiąc
ostatni łyk szkockiej.
-Do klubu?- Stwierdziła, że jest dziwny.
-Ludzie wokół sprawiają, że nie czuję się źle z myślą, że
piję sam.
-Teraz na szczęście ja rozwiązuję ten problem- zauważyła,
przysuwając się bliżej niego.
-I niezmiernie mnie to cieszy- przyznał, również starając
się zmniejszyć dystans między nimi.
Im dłużej siedział w towarzystwie tej dziewczyny, tym
bardziej kusiło go, by raz w życiu nie zastanawiać się nad konsekwencjami i po
prostu zaprosić ją do siebie. Jednak nie potrafił tego zrobić, nawet po tej
ilości alkoholu, którą wypił, wciąż miał opory. Nie umiał nawet wyobrazić sobie
jakby to miało wyglądać. Od ponad dziesięciu lat jedyną kobietą, z którą sypiał
była jego żona i nawet będąc już po rozwodzie wiedział, że wciąż czułby się
winny robiąc to z inną. Ilekroć się nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku,
że Francesca była miłością jego życia, i chociaż przez ostatnie kilka miesięcy mówił
o niej wiele przykrych rzeczy, to w głębi serca wciąż ją kochał. Gdyby przyszła
do niego i powiedziała, że przeprasza za wszystko i chce do niego wrócić, nie
wahałby się nawet przez moment.
-Chyba pora zmienić lokal. Idziesz ze mną?- zapytał, starając
się przestać rozmyślać o byłej żonie.
Skinęła twierdząco głową, na co Simon rozchmurzył się.
Wytłumaczył sobie, że po prostu nie chciał zostać tej nocy
sam.
*
-Jak się spało?- zapytał James, nie potrafiąc ani na chwilę
oderwać wzroku od leżącej w jego łóżku Marie.
-Fantastycznie, tylko trochę krótko- odparła, uśmiechając
się ciepło, kiedy nachylił się nad nią i delikatnie pocałował.
-Nie będę pokazywał palcem, kto tak bardzo nie chciał szybko
kończyć tego wieczoru.
-Wyglądałeś na całkiem zadowolonego z tego faktu-
stwierdziła, na co James się zaśmiał.
Marie miała rację, wczorajszy wieczór był jak najbardziej
udany, w szczególności ta część, która nastąpiła po przekroczeniu progu jego mieszkania.
-Zapraszam do kuchni, zrobiłem nam śniadanie.
Marie sięgnęła po białą koszulę Jamesa, którą kilka godzin
temu ściągała z niego w niesamowitym pośpiechu, i zarzuciwszy ją na nagie
ramiona, zapięła jeden guzik i podążyła za ukochanym.
-Zaskoczyłeś mnie- przyznała przebiegając wzrokiem po stole,
na którym czekał na nią posiłek złożony z tostów, owocowej sałatki i jej
ulubionego świeżo wyciskanego soku z pomarańczy.
Cieszyło ją to, że James na każdym kroku udowadniał, że
naprawdę mu na niej zależy, przede wszystkim dlatego, że ostatnim razem rozstali
się właśnie z tego powodu; teraz najwyraźniej mężczyzna przemyślał sprawę i
postanowił naprawić swój błąd.
Zjedli, rozmawiając o planach na najbliższy weekend i
wpatrując się w siebie jak w obrazek.
James dopiero mając ją znowu dla siebie zrozumiał, jak jego
życie bez niej było pozbawione sensu. Nieważne, że Simon miał rację z ich
rozstawaniem się i ponownym schodzeniem. Czuł, że nadszedł już ten moment, w
którym wszystko miało się ułożyć; znali się już od każdej strony, wyciągnęli
wnioski z poprzednich lekcji jakie dał im los i byli gotowi na wspólne życie.
Był o tym przekonany.
-Kocham cię- wyszeptała Marie, siadając mu na kolanach.
-Ja ciebie też- odparł, odgarniając niesforny kosmyk rudych
włosów z jej czoła.
-Tak sobie myślę, że po tym cudownym posiłku może powinniśmy
wrócić do łóżka i dokończyć to, co zaczęliśmy wczoraj…- zasugerowała,
przygryzając dolną wargę.
-Skoro tego właśnie chcesz, to nie mogę odmówić. -Poczuła jego
ciepły oddech na szyi, a zaraz potem jego usta zaczęły wędrować coraz niżej,
dochodząc do kołnierzyka koszuli. Rozpiął ją i rozchylił, obejmując Marie w
talii i wstając z krzesła. Kobieta oplotła go nogami i obdarzyła namiętnym
pocałunkiem, gdy niósł ją do sypialni. Rozchylił wargi wychodząc na spotkanie jej
językowi. Dobrze wiedział, że nie może się doczekać, by poczuć go w sobie, a on
miał zamiar dać jej wszystko, czego chciała.
Położył ją na łóżku, nie pozwoliła mu się odsunąć nawet na
centymetr.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi i zastygli w bezruchu.
-Możemy udawać, że nas nie ma- stwierdziła Marie, gdy ktoś
zadzwonił ponownie.
-Lepiej sprawdzę kto to.- James już był w połowie drogi do
przedpokoju.
Miał nadzieję, że to nie Simon postanowił wpaść z
nieoczekiwaną wizytą, a jeśli tak, to miał zamiar zatrzasnąć mu drzwi na
twarzy. Przecież dobrze wiedział, że miał nie pojawiać się bez wcześniejszej
zapowiedzi, skoro Marie ponownie się wprowadziła.
Otworzył i ze zdziwieniem odkrył, że na jego progu nie stoi
przyjaciel, tylko młoda blondynka z dużą torbą przewieszoną przez ramię.
Uśmiechnęła się widząc jego zaskoczoną minę.
-Cześć wujku…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz