czwartek, 18 lipca 2013

1



Don't question the man's choice
Without knowing his story 
 


-Nie myśl sobie, że po tym wszystkim pozostaniemy przyjaciółmi. –Wahadłowe drzwi otworzyły się z impetem i z budynku sądu niemal wybiegł wzburzony mężczyzna, klepiąc się dłonią po kieszeniach spodni w poszukiwaniu zapalniczki, by w końcu móc zaciągnąć się tkwiącym w jego ustach papierosem.
-Simon, poczekaj. Uspokój się. –Usłyszał za sobą głos rudowłosego kolegi, którego słowa postanowił zignorować, wciąż idąc przed siebie, byle szybko, byle dalej od tego miejsca.
-Jak możesz oczekiwać, że będę spokojny, skoro moja żona, cóż, od teraz była żona, najpierw mówi o mnie takie rzeczy, a później sugeruje, że powinniśmy mimo wszystko być przyjaciółmi. I jeszcze ten jej nowy kochaś, stojący dwa metry od niej i śmiejący mi się prosto w twarz! Wiesz ilu już ich miała od czasu rozstania? Bo oczywiście to ja muszę być tym złym, ja jestem odpowiedzialny za rozpad naszego małżeństwa, w końcu ona tylko siedziała w domu, to mnie wiecznie nie było. A teraz wyszła na swoje. Ale wiesz co, niech sobie bierze te pieniądze, których beze mnie nigdy by nie miała. Przynajmniej już nigdy nie będę musiał słuchać jej kłamstw. –Zatrzymał się na chwilę i odwrócił do przyjaciela. –Chodźmy się napić, James- powiedział już spokojniejszym tonem. 
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
-Przepraszam, ale nie dzisiaj. –Poklepał go po ramieniu.
-Ponieważ?- Spojrzał na niego z nieukrywanym zdziwieniem.
-Cóż. –James wiedział, że jego wyjaśnienie na pewno spotka się z dezaprobatą, ale nie mógł przecież wiecznie trzymać pewnych rzeczy w tajemnicy. –Ja i Marie wróciliśmy do siebie i dzisiaj się do mnie z powrotem wprowadza.
-Ty naprawdę nie potrafisz się od niej uwolnić- skwitował Simon, odnajdując na parkingu swój samochód.
-I chyba już nie chcę. –James usiadł w fotelu pasażera.
-Liczysz, że tym razem wam wyjdzie?- W jego głosie dało się wyłapać prześmiewczy ton.
-Owszem. Wiesz co mówią, do trzech razy sztuka. 
-W waszym przypadku to już chyba trochę więcej.
-No to najwyraźniej jesteśmy na siebie skazani- uciął James, nie chcąc po raz kolejny wdawać się w dyskusję z kimś, kto chwilę wcześniej stał się najmniej odpowiednią osobą do udzielania porad w kwestii udanych związków.
-Ja, w każdym razie, jadę do domu się przebrać i ruszam na miasto. W końcu jestem wolnym człowiekiem, mogę robić co chcę i uwierz mi, będę z tego korzystał.
-Tylko się nie zagalopuj z tą swoją wolnością. Nie chcesz chyba skończyć jak Ben…
Zamyślili się, patrząc w jakiś punkt daleko przed sobą. Simon wiedział, że to nie była dobra chwila na alkoholowe ekscesy, ale z drugiej strony potrzebował chociaż na moment zapomnieć o wydarzeniach ostatnich miesięcy, przez które stracił już prawie wszystko, na czym mu zależało.
-To przynajmniej wypijemy u mnie jedno piwo- zaproponował, obserwując jak krople deszczu coraz intensywniej uderzają o przednią szybę samochodu.
-Niech ci będzie- zgodził się niechętnie.
Simon ruszył, uśmiechając się pod nosem. 
Zawsze stawiał na swoim.
*
Nikki poprawiała przed lustrem ramiączko swojej obcisłej sukienki, zaczynając powoli żałować, że odrzuciła propozycję przystojnego Latynosa, który przez pół wieczoru starał się ją usilnie namówić na wizytę w jego sypialni. Był czarujący, a ona miała ochotę się zabawić w zupełnie obcym mieście, ale myśl o ty, co miała tutaj do zrobienia skutecznie powstrzymywała ją przed podejmowaniem nierozsądnych decyzji. Już i tak wypiła za dużo, chociaż obiecywała sobie, że nie skończy w takim stanie, ale dopóki to nie ona musiała płacić, jakoś ciężko było jej odmówić, gdy uroczy facet przy barze proponował jej kolejnego drinka.
Wyciągnęła telefon z torebki, sprawdzając godzinę. Do rana było jeszcze sporo czasu, a ona nie miała co ze sobą zrobić. Gdyby ktoś zabrał ją na noc do domu, mogłaby chociaż chwilę pospać i wziąć prysznic, a później wrócić na dworzec i odebrać z przechowalni swoją torbę, w której znajdowało się właściwie wszystko, co miała. Odczuwała zmęczenie długą podróżą, a szumiący w głowie alkohol niczego nie ułatwiał.
Wyszła z toalety i wróciła do ciemnowłosego mężczyzny, który już czekał na nią z następnym drinkiem.
-Już jestem. –Uśmiechnęła się do niego, stwierdzając, że jeśli by to zaproponował, chętnie znalazłaby się w jego sypialni.
-Chcesz potańczyć?- zapytał widząc, jak zerka w stronę wypełnionego bawiącymi się ludźmi parkietu.
-Nie, nieszczególnie mam na to ochotę- odparła, sącząc truskawkowe mojito.
-To dobrze, ja też nie- westchnął. Był chyba jeszcze bardziej pijany niż ona. –Ale po co w takim razie przyszłaś do klubu?
-Mogłabym zadać ci dokładnie to samo pytanie.
-Ja spytałem pierwszy- zauważył.
-Staram się jakoś wypełnić sobie czas do rana- odparła zgodnie z prawdą.
-A później co?
-Teraz kolej na twoją odpowiedź, mój drogi.
-Przyszedłem się upić- odparł z szerokim uśmiechem, robiąc ostatni łyk szkockiej.
-Do klubu?- Stwierdziła, że jest dziwny.
-Ludzie wokół sprawiają, że nie czuję się źle z myślą, że piję sam.
-Teraz na szczęście ja rozwiązuję ten problem- zauważyła, przysuwając się bliżej niego.
-I niezmiernie mnie to cieszy- przyznał, również starając się zmniejszyć dystans między nimi.
Im dłużej siedział w towarzystwie tej dziewczyny, tym bardziej kusiło go, by raz w życiu nie zastanawiać się nad konsekwencjami i po prostu zaprosić ją do siebie. Jednak nie potrafił tego zrobić, nawet po tej ilości alkoholu, którą wypił, wciąż miał opory. Nie umiał nawet wyobrazić sobie jakby to miało wyglądać. Od ponad dziesięciu lat jedyną kobietą, z którą sypiał była jego żona i nawet będąc już po rozwodzie wiedział, że wciąż czułby się winny robiąc to z inną. Ilekroć się nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że Francesca była miłością jego życia, i chociaż przez ostatnie kilka miesięcy mówił o niej wiele przykrych rzeczy, to w głębi serca wciąż ją kochał. Gdyby przyszła do niego i powiedziała, że przeprasza za wszystko i chce do niego wrócić, nie wahałby się nawet przez moment.
-Chyba pora zmienić lokal. Idziesz ze mną?- zapytał, starając się przestać rozmyślać o byłej żonie.
Skinęła twierdząco głową, na co Simon rozchmurzył się.
Wytłumaczył sobie, że po prostu nie chciał zostać tej nocy sam.
*
-Jak się spało?- zapytał James, nie potrafiąc ani na chwilę oderwać wzroku od leżącej w jego łóżku Marie.
-Fantastycznie, tylko trochę krótko- odparła, uśmiechając się ciepło, kiedy nachylił się nad nią i delikatnie pocałował.
-Nie będę pokazywał palcem, kto tak bardzo nie chciał szybko kończyć tego wieczoru.
-Wyglądałeś na całkiem zadowolonego z tego faktu- stwierdziła, na co James się zaśmiał.
Marie miała rację, wczorajszy wieczór był jak najbardziej udany, w szczególności ta część, która nastąpiła po przekroczeniu progu jego mieszkania.
-Zapraszam do kuchni, zrobiłem nam śniadanie.
Marie sięgnęła po białą koszulę Jamesa, którą kilka godzin temu ściągała z niego w niesamowitym pośpiechu, i zarzuciwszy ją na nagie ramiona, zapięła jeden guzik i podążyła za ukochanym.
-Zaskoczyłeś mnie- przyznała przebiegając wzrokiem po stole, na którym czekał na nią posiłek złożony z tostów, owocowej sałatki i jej ulubionego świeżo wyciskanego soku z pomarańczy.
Cieszyło ją to, że James na każdym kroku udowadniał, że naprawdę mu na niej zależy, przede wszystkim dlatego, że ostatnim razem rozstali się właśnie z tego powodu; teraz najwyraźniej mężczyzna przemyślał sprawę i postanowił naprawić swój błąd.
Zjedli, rozmawiając o planach na najbliższy weekend i wpatrując się w siebie jak w obrazek.
James dopiero mając ją znowu dla siebie zrozumiał, jak jego życie bez niej było pozbawione sensu. Nieważne, że Simon miał rację z ich rozstawaniem się i ponownym schodzeniem. Czuł, że nadszedł już ten moment, w którym wszystko miało się ułożyć; znali się już od każdej strony, wyciągnęli wnioski z poprzednich lekcji jakie dał im los i byli gotowi na wspólne życie. Był o tym przekonany.
-Kocham cię- wyszeptała Marie, siadając mu na kolanach.
-Ja ciebie też- odparł, odgarniając niesforny kosmyk rudych włosów z jej czoła.
-Tak sobie myślę, że po tym cudownym posiłku może powinniśmy wrócić do łóżka i dokończyć to, co zaczęliśmy wczoraj…- zasugerowała, przygryzając dolną wargę.
-Skoro tego właśnie chcesz, to nie mogę odmówić. -Poczuła jego ciepły oddech na szyi, a zaraz potem jego usta zaczęły wędrować coraz niżej, dochodząc do kołnierzyka koszuli. Rozpiął ją i rozchylił, obejmując Marie w talii i wstając z krzesła. Kobieta oplotła go nogami i obdarzyła namiętnym pocałunkiem, gdy niósł ją do sypialni. Rozchylił wargi wychodząc na spotkanie jej językowi. Dobrze wiedział, że nie może się doczekać, by poczuć go w sobie, a on miał zamiar dać jej wszystko, czego chciała.
Położył ją na łóżku, nie pozwoliła mu się odsunąć nawet na centymetr.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi i zastygli w bezruchu.
-Możemy udawać, że nas nie ma- stwierdziła Marie, gdy ktoś zadzwonił ponownie.
-Lepiej sprawdzę kto to.- James już był w połowie drogi do przedpokoju.
Miał nadzieję, że to nie Simon postanowił wpaść z nieoczekiwaną wizytą, a jeśli tak, to miał zamiar zatrzasnąć mu drzwi na twarzy. Przecież dobrze wiedział, że miał nie pojawiać się bez wcześniejszej zapowiedzi, skoro Marie ponownie się wprowadziła.
Otworzył i ze zdziwieniem odkrył, że na jego progu nie stoi przyjaciel, tylko młoda blondynka z dużą torbą przewieszoną przez ramię.
Uśmiechnęła się widząc jego zaskoczoną minę.
-Cześć wujku…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz