Trzasnęły frontowe drzwi.
Nikki tak czekała na ten dźwięk, że gdy go w końcu
usłyszała, niemal podskoczyła. Odetchnęła
głęboko licząc do dziesięciu, po czym chwyciła przewieszoną przez
krzesło torebkę i wyszła z pokoju.
-Wrócę niedługo- rzuciła, mijając w przedpokoju Jamesa.
Koniecznie musiała porozmawiać z Simonem, wyjaśnić tę
sytuację i upewnić się, że wydarzenia zeszłej nocy pozostaną ich tajemnicą.
Ostatnią rzeczą, jakie potrzebowała, był wujek wiedzący o tym, że zabawiała się
z jego kolegą z zespołu. A ona, ten jeden jedyny raz cieszyła się, że mimo
wszystko nie doszło do czegoś więcej. To by było dopiero niezręczne, pomyślała.
Rozejrzała się po ulicy i kątem oka dostrzegła ciemnowłosego
mężczyznę znikającego za zakrętem.
-Poczekaj, możemy porozmawiać?- Odetchnęła z ulgą, gdy udało
się jej go dogonić.
-O, to ty. –Zlustrował ją wzrokiem, z uśmiechem przyklejonym
do twarzy. –O czym konkretnie?- Wyjął z kieszeni paczkę papierosów,
zaproponował jednego Nikki, a gdy odmówiła wzruszył tylko ramionami i zapalił.
-Ej, czy to nie jest przypadkiem moja zapalniczka?
–Zobaczyła znajomy przedmiot w jego dłoni i przypomniała sobie, że zeszłej nocy
mu ją pożyczała.
-Nie mam pojęcia, ale jest całkiem fajna- odparł, chowając
ją do kieszeni.
-Oddaj mi ją- poprosiła, wyciągając dłoń.
-Przemyślę. –Uśmiechnął się jeszcze szerzej i zaciągnął się
papierosem. –Więc o czym chciałaś porozmawiać? –Przystanęli przy ogrodzeniu
parku, a Simon oparł nonszalancko nogę o ceglany murek.
-Nie wspominaj Jamesowi, że mieliśmy już okazję się poznać i
generalnie o tym, co się wydarzyło.
-A co się wydarzyło?- Widząc jej minę, nie mógł przepuścić
okazji do podrażnienia się z nią.
Gdy wcześniej w mieszkaniu przyjaciela okazało się, że
dziewczyna z klubu jest krewną jego przyjaciół, nie potrafił w to uwierzyć. No
bo jakie mogło być tego prawdopodobieństwo? Nie wspominając o tym, że nie miał
nawet pojęcia o jej istnieniu. Po chwili namysłu doszedł jednak do wniosku, że
nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Simonowi potrzebna była teraz
osoba, z którą mógłby spędzać czas, bawić się, nie myśleć o wszystkim, przez co
przeszedł. I miał wrażenie, że właśnie Nikki idealnie pasowałaby do tej roli;
była młoda, bez wątpienia ładna i prawie nikogo tutaj nie znała.
-Po prostu nie mów Jamesowi, że
byliśmy pijani i się całowaliśmy. Proszę- dodała.
-To i tak nie było nic wielkiego-
stwierdził, dalej się z nią drażniąc.
-Co nie zmienia faktu, że powinno
to zostać między nami. Poza tym widzę, że najwyraźniej uraziłam twoje ego, bo
wczoraj nie rozpoznałam, że to ty, wielka gwiazda.
Mężczyzna roześmiał się.
-O nic się nie martw, nasz sekret
jest bezpieczny. –Puścił jej oczko. –A, przy okazji. Mógłbym na chwilę pożyczyć
twój telefon? Zapomniałem swojego i nie mam jak zadzwonić do kolegi.
-Skoro musisz. –Podała mu swoją komórkę i przyglądała się, jak wybiera numer.
Przyznała w duchu, że pod wpływem
alkoholu Simon był o wiele bardziej sympatyczny, niż teraz.
-Nie, odbiera. No trudno. –Oddał
jej telefon. –Masz jakieś plany na dzisiaj?- zapytał niespodziewanie.
-Owszem- odparła, siląc się na
uśmiech. –Przebywać jak najdalej od ciebie.
Odwróciła się i po chwili
zniknęła za zakrętem, odprowadzona wzrokiem przez Simona, który jeszcze
bardziej utwierdził się w przekonaniu, że byłaby dla niego idealnym
towarzystwem.
*
-Zostaliśmy sami?- Marie podeszła
do zamykającego drzwi Jamesa. –Jak myślisz, ile jej nie będzie?
-Nie mam pojęcia- odparł,
obracając się w jej stronę.
-Sądzisz, że zdążylibyśmy…?- Zaczęła rozpinać
guziki jego błękitnej koszuli, obserwując jak na twarzy rudowłosego pojawia się
uśmiech.
-Nie przekonamy się, jeśli nie
spróbujemy- odpowiedział, chwytając jej twarz w dłonie i całując namiętnie.
Miał nadzieję, że tym razem nikt i nic im nie przerwie.
Usiedli na kanapie, gdzie Marie
kontynuowała rozbieranie swojego mężczyzny.
-Uwielbiam cię w koszulach, ale
ich zdejmowanie zajmuje zdecydowanie za dużo czasu –wyszeptała między
pocałunkami. W końcu ściągnęła ją z jego ramion i westchnęła; po tym, jak rano
Nikki pokrzyżowała im plany, nie myślała o niczym innym, jak o chwili, w której
będzie mogła w końcu kochać się z Jamesem.
On chyba też, wnioskując po tym,
że niemal zerwał z niej sukienkę.
Położył ją na kanapie i
przycisnął ciężarem swojego ciała; przesunęła dłonią po jego nagich plecach,
masowała językiem jego język. James przerwał na chwilę, podnosząc się na
przedramionach i spoglądając w zielone oczy kobiety, które przepełnione były
czystym pożądaniem. Zaczął całować ją po dekolcie, zadowolony, że Marie nie
założyła dzisiaj stanika.
Nieważne, co myśleli inni i jak
ten związek wyglądał dla kogoś z zewnątrz; on był z nią szczęśliwy.
Uklęknął przed kanapą i pogładził
ją po wewnętrznej stronie uda. Zadrżała.
Doskonale wiedziała, co zaraz
nastąpi.
-O tak- jęknęła cicho, czując
jego usta pomiędzy udami. Tak dobrze wiedział, jak sprawić jej rozkosz i nawet
po tylu spędzonych razem latach, za każdym razem, kiedy się kochali, odkrywali
siebie na nowo.
Pieścił ustami jej najczulsze
miejsca, z satysfakcją wsłuchując się w jej urywany oddech. Nic nie smakowało
lepiej, niż ona.
-Och, kochanie. –Połaskotał ją
swoim ciepłym oddechem, po czym wsunął w nią dwa palce i z satysfakcją
obserwował, jak na jej twarzy pojawił się grymas rozkoszy. Czując jej gorące,
wilgotne wnętrze, wolną dłonią rozpiął swoje spodnie i Marie zorientowała się,
jaki będzie jego kolejny krok.
-Czekaj- wyszeptała, łapiąc
oddech. Musiała mu się odwdzięczyć.
Stanął przed nią, pochylając się
do pocałunku, a ona zsunęła się z kanapy na kolana i potarła jego krocze przez
materiał bokserek.
Jęknął pod wpływem jej dotyku.
Zdjęła z niego ostatni element
garderoby, spojrzała Jamesowi w oczy, po czym otoczyła językiem jego penisa.
Całowała go, ssała i lizała, jakby chciała mu udowodnić, że była to najlepsza
rzecz, jaką kiedykolwiek miała w ustach.
Przytrzymał ją za włosy,
zatrzymując ją na moment.
-Chcę dojść w tobie- powiedział
wracając na kanapę. Marie usiadła na nim, przyciskając go do oparcia. On
przytrzymywał ją za biodra, patrząc jak jej piersi falują, gdy poruszała się
rytmicznie. Zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągając do siebie i całując za
uchem.
Zupełnie zapomnieli o tym, że
Nikki może wrócić do mieszkania w każdej chwili, więc nawet nie starali się
zachowywać cicho. James przesunął ręce na plecy Marie, objął ją i położył obok
siebie, zmieniając pozycję. Zarzucił sobie jej jedną nogę na ramię i wszedł w
nią ponownie, tym razem nie myśląc nawet o byciu delikatnym.
Ich oddechy stawały się coraz
bardziej urywane, ruchy coraz szybsze, a ciała bardziej rozpalone. James czuł
jak jej wnętrze zaciska się wokół niego, a z ust wydobywają się jęki rozkoszy.
Jej nogi drżały z podniecenia.
Patrzyli sobie prosto w oczy; był
cały w niej.
Fale przyjemności rozlały się po
ich ciałach, a oni chcieli by ten orgazm trwał wiecznie.
-To było cudowne. –Przesunęła się,
robiąc mu miejsce obok siebie. –Kocham cię- wyszeptała, kładąc dłoń na jego pokrytym
zarostem policzku.
-Ja ciebie bardziej- odparł,
całując ją w czoło.
Oboje wiedzieli, że miał rację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz