piątek, 2 sierpnia 2013

4



-Mogę zająć ci chwilę czy jesteś zajęta?- Nikki podeszła nieśmiało do Marie, która siedziała na kanapie w salonie z laptopem na kolanach.
-Czy to coś ważnego? –Spojrzała na nią, swoją miną wyraźnie dając jej do zrozumienia, że jej towarzystwo nie jest mile widziane. –Ja i James właśnie mieliśmy iść odwiedzić Bena.
-Och, jak się trzyma? Nie miałam jeszcze okazji porozmawiać z wujkiem na ten temat- przyznała, siadając na fotelu.
-Całkiem dobrze, wychodzi za niedługo do domu, a później chłopcy mają zamiar wrócić do koncertowania, chociaż nie wiem czy to nie za wcześnie. –Zamknęła laptopa i odłożyła go na stolik. -I znowu zacznie się życie na walizkach.
Nikki wiedziała, co rudowłosa chciała jej przekazać. Miała mało czasu, a jej plan awaryjny również stał pod znakiem zapytania. Myślała, że skoro nie chcą jej tutaj, to może chociaż wujek Ben, po opuszczeniu ośrodka odwykowego pozwoli jej się do niego przenieść. Skoro jednak wszyscy mieli wkrótce jechać w trasę, traciła tę możliwość. Nie miała pojęcia, jak znaleźć w tak krótkim czasie pracę i zebrać wystarczającą sumę pieniędzy na wynajęcie jakiegoś pokoju, ale wiedziała, że nie ma już innego wyjścia.
-Znam to. –Uśmiechnęła się. –Moi rodzice mieli taką pracę, że bez przerwy podróżowali, a ja i mój brat razem z nimi.
-To musiało być czasami męczące.
-Nie znałam innego życia.- Nikki poczuła, jak do jej oczu napływają łzy i zaczęła żałować, że rozpoczęła ten temat. Nie chciała znowu płakać, nie przy Marie. –W każdym razie chciałam ci tylko powiedzieć, że zdaję sobie sprawę z tego, iż w tej sytuacji moja obecność tutaj nie jest tym, o czym marzysz, i przepraszam za to. Postaram się rozejrzeć za jakąś pracą i mieszkaniem, może akurat znajdzie się coś na moją kieszeń.
-Przecież cię stąd nie wyrzucam. James postanowił, że powinnaś tu zostać i ja nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia.
-Mieszkasz tutaj, więc to też jest zależne od ciebie. I wiem, że najchętniej byś się mnie już pozbyła, słyszałam waszą kłótnię.
-Cóż, nie będę zaprzeczać, że pojawiłaś się w najgorszym momencie.
-Uwierz mi, że to nie jest żadna przyjemność siedzieć wam na głowie.
-Jest łatwy sposób, by to zmienić- odparła Marie, uśmiechając się fałszywie. –Nikt cię tu nie zatrzymuje- dodała, opuszczając salon.
Nikki zrozumiała, że się nie polubią.
*
-Mam nadzieję, że szybko się z tym wszystkim uwiniemy. Powinnam się w końcu spakować, rano mam samolot do Londynu.-Marie zatrzasnęła drzwi samochodu i chwyciła Jamesa za rękę,  jednocześnie sprawdzając swój terminarz w telefonie.
-Spokojnie, zdążysz ze wszystkim. –Uśmiechnął się do niej, chociaż ona nawet na niego nie spojrzała.
-Szkoda, że zostajesz w domu- przyznała, marszcząc czoło.
-Przecież wracasz już pojutrze. A poza tym i tak byłabyś zajęta pracą i nie mielibyśmy czasu dla siebie- odparł.
-I nie będziesz za mną tęsknił?
-Na szczęście to tylko jedna noc bez ciebie.
-Myśl o mnie. –Pocałowała go.
-Mam nadzieję, że kiedy wrócimy, nie będzie w domu Nicole.
Marie uśmiechnęła się szeroko, wyobrażając już sobie co zrobią, gdy tylko przekroczą próg mieszkania. Nawet pożegnalny seks był przecież dobrym seksem.
-Przynajmniej ona będzie zadowolona, że wyjeżdżam- stwierdziła, zastanawiając się czy powinna wspomnieć Jamesowi o rozmowie, jaką odbyły kilka dni wcześniej.
-Przypuszczałem, że się nie polubicie, ale bądź dla niej miła- poprosił. –Wiele przeszła.
-To mnie do niczego nie zobowiązuje. Wystarczy, że w ogóle toleruję jej obecność w naszym domu- odparła szorstko.
-Odrobina życzliwości na pewno by nie zaszkodziła.
-Nie kłóćmy się znowu o nią. –Marie przewróciła oczami, decydując, że lepiej będzie unikać tego tematu i po prostu czekać, aż problem sam się rozwiąże.
Weszli do budynku, w którym mieściła się recepcja ośrodka odwykowego i otrzymali plakietki informujące o tym, że są odwiedzającymi.
-No proszę, kogo ja widzę!- Ben uśmiechnął się szeroko, witając gości.
-Cześć bracie. –James przytulił się do niego. –Spakowany?
-Tak, skończyłem dosłownie pięć minut temu. Chodźcie do mojego pokoju, zaraz to wszystko zniesiemy na dół. –Ben nawet nie starał się kryć radości, jaką sprawiał mu powrót do domu. Spędził w ośrodku prawie dwa miesiące, które były najdłuższymi w jego życiu, ale teraz wychodził czując, że jest silniejszy. Nie wiedział jeszcze jak będzie wyglądało zderzenie się z rzeczywistością, szczególnie życie w trasie, gdzie zazwyczaj alkohol lał się litrami. Nie chciał, żeby ktokolwiek rezygnował przez niego z dobrej zabawy i miał nadzieję, że przyjaciele to zrozumieją.
-Trochę się tego nazbierało- stwierdził James, widząc leżące na łóżku pudełka w większości wypełnione książkami.
-To może ja pójdę otworzyć bagażnik?- zaproponowała Marie, biorąc kluczyki od ukochanego. –Będę czekała przy samochodzie- dodała, wychodząc z pokoju.
-Okej, musimy się z tym jakoś zabrać. –James podniósł jedno z pudeł.
-Poczekaj.- Spojrzał na brata. –Ostatnim razem nie mieliśmy okazji porozmawiać na osobności. Wszystko między wami w porządku?
-Jasne, czemu pytasz?
-Upewniam się tylko.
-Simon znowu był u ciebie na plotkach?- domyślił się. –On bardzo lubi się wtrącać w sprawy innych ludzi.
-Przecież wiesz, że od rozwodu nie ma po prostu co ze sobą zrobić.
-To go wcale nie usprawiedliwia. Jest nieszczęśliwy i uważa, że wszyscy dookoła też muszą cierpieć jak on- westchnął. –Ale ja nie pozwolę mu znowu skłócić mnie i Marie.
-Jemu nie, a co z Nicole? Bo wciąż z wami mieszka, tak?
James skinął twierdząco głową.
-Simon pewnie ci wspominał, że Marie nie jest z tego powodu szczęśliwa.
-Coś mówił- potwierdził. –Jeśli jej obecność tak bardzo wam przeszkadza, to może przenieść się teraz do mnie, dla mnie to nie problem.
-Ale dla nas też nie- wyjaśnił szybko James. Nie chciał teraz obarczać niczym brata, który musiał na nowo poukładać sobie życie. Przecież w domu czekała na niego stęskniona żona i syn. –Naprawdę nie zawracaj sobie tym głowy.
-A jak ona się trzyma po tym wszystkim?
-Wydaje mi się, że całkiem dobrze. Teraz rozgląda się za jakąś pracą, żeby móc wynająć mieszkanie, ale powiedziałem jej, że nie ma potrzeby się spieszyć.
-To dobrze.
-Bardziej martwi mnie co będzie, jak niczego nie znajdzie, a my pojedziemy w trasę.
-Też się nad tym zastanawiałem i w sumie mam jeden pomysł, ale musiałbym z nią porozmawiać i zapytać, czy byłaby zainteresowana. W każdym razie, jest jeszcze trochę czasu, zobaczymy jak się to wszystko potoczy. A teraz znieśmy już te pudła, Marie na nas czeka…
*
Nikki siedziała w pokoju po długim dniu bezowocnego szukania pracy, zastanawiając się, kiedy James oświadczy jej w końcu, że nie może z nimi dłużej mieszkać. Czas płynął zaskakująco szybko, a ona wciąż miała wrażenie, że tkwi w tym samym punkcie. Sądziła, że przeprowadzka do nowego miasta pomoże jej uciec od bolesnych wspomnień, lecz sprawiła tylko, iż czuła się jeszcze gorzej.
Nie chciała spędzić kolejnego wieczoru płacząc w poduszkę. Potrzebowała czegoś, co pomogłoby jej tyle nie myśleć o przeszłości i przestać martwić się o przyszłość.
Usłyszała wibracje telefonu i sięgnęła po niego, by odczytać wiadomość od nieznanego numeru.
„Wciąż zainteresowana odzyskaniem swojej zapalniczki?”
 Uśmiechnęła się mimowolnie, patrząc na wyświetlacz. Nie musiała nawet sprawdzać spisu połączeń by wiedzieć, że gdy pożyczył od niej telefon chcąc zadzwonić do kolegi, tak naprawdę wybrał swój numer. Musiała przyznać, że sprytnie to rozegrał.
Chociaż ostatnim razem pożegnali się ze sobą raczej chłodno, Nikki nie wahała się nad odpowiedzią nawet przez chwilę.
„Przyjdę za 15 minut”- odpisał.
Miała przeczucie, że skończą w jakimś klubie, więc przebrała się w coś bardziej odpowiedniego niż rozciągnięta koszulka, a jednocześnie niezbyt wyzywającego, żeby nie kusić losu. Wiedziała, że w żadnym wypadku nie pozwoli sobie na to, żeby między nią i Simonem do czegoś doszło, nieważne jak bardzo pijani by byli.
-Więc zdecydowałaś się przyjść. –Gdy wyszła z mieszkania, on stał przy ogrodzeniu paląc papierosa.
-Dlaczego miałoby być inaczej?
-Nie wiem, pomyślałem tylko, że mogłabyś mnie wystawić i patrzeć, jak robię z siebie idiotę łudząc się, że w końcu się pojawisz- wyjaśnił, unosząc jedną brew.
-Zależało mi na zapalniczce- odparła.
-Jasne. Przyznaj, że chciałaś gdzieś wyjść, a nie miałaś z kim i nagle spadłem ci z nieba.
-Mniej więcej- westchnęła. –Z resztą nawet twoje towarzystwo jest lepsze od przebywania z dziewczyną James. –Sama nie wiedziała dlaczego to dodała.
-Czyżbyście się nie dogadywały?- Na jego twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia.
-Nieszczególnie- przytaknęła.
-No to mamy już jeden temat do rozmów. A będziemy mieli jeszcze więcej, kiedy pójdziemy się napić. Z doświadczenia wiemy, że wtedy łatwiej nam, no wiesz, znaleźć wspólny język.
-Bardzo subtelna aluzja, Simon. –Obdarzyła go nieprzychylnym spojrzeniem.
Tą jedną głupią wypowiedzią dostała jednak potwierdzenie, że on też wciąż myślał o tamtej nocy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz