piątek, 23 sierpnia 2013

6

James przemierzał szpitalny korytarz czując, jak z każdym krokiem jego serce bije coraz szybciej. Nie miał powodów, by aż tak bardzo się niepokoić; skoro Marie była w stanie do niego zadzwonić i powiedzieć, że nie stało się jej nic poważnego, to powinien jej uwierzyć. Jednak on był realistą i wiedział, że jeśli zatrzymali ją w szpitalu, to coś było nie tak. Zazwyczaj nie zawracał sobie głowy takimi rozmyślaniami, ale w obliczu tego wydarzenia ciężko było się powstrzymać przed wyobrażaniem sobie, co by zrobił bez Marie. Nigdy nikomu tego nie powiedział, ale czuł, że była kobietą, z którą chciałby spędzić resztę życia. Może ich związek nie był idealny, lecz przy niej nauczył się, że prawdziwa miłość jest warta wielu poświęceń.
Wszedł na salę, na której leżała jego dziewczyna i nie potrafił uwierzyć w to, co zobaczył.
-Co on tutaj robi?- Zmarszczył brwi, mierząc Alexa wzrokiem.
-James. -Odsunął się od Marie, nad którą pochylał się sekundę wcześniej, poprawiając jej poduszkę.
-Dobrze, że już jesteś. -Kobieta uśmiechnęła się do swojego chłopaka, nie wiedząc jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
-Wydaje mi się jednak, że wybrałem nie najlepszy moment- odparł, zastanawiając się jak mógł zupełnie zapomnieć, że wyjazd Marie do Londynu wiązał się zawsze ze spotkaniem Alexa.
-On i tak już wychodził. -Spojrzała wymownie na bruneta.
-No właśnie- potwierdził. -Wpadnę jeszcze później, Marie.
-Nie zawracaj sobie głowy, to nie będzie konieczne- stwierdził James sztucznie przyjaznym tonem.
-Dlaczego się tak zachowałeś?- zapytała z dezaprobatą, gdy zamknęły się drzwi za Alexem.
-Chyba masz mi wiele do wyjaśnienia. -Skrzyżował ręce na piersi.
-James, sceny zazdrości są w tym momencie ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, naprawdę.
-Chcę tylko, żebyś mi wytłumaczyła, co robił przy tobie Alex.
-Wyświadczał mi przysługę i odwoził na lotnisko, kiedy w jego samochód wpakował się tamten facet, więc nie wiem jak ty, ale ja uważam, że to dobry powód, by przebywać w szpitalu.
-Nie mogłaś wziąć taksówki?
-To mój kolega, chyba miałam prawo skorzystać z tego, że był na tyle miły, żeby mnie podwieźć.
-Może był również na tyle uprzejmy, że pozwolił ci spać w swoim łóżku, co?
-Czy ty słyszysz, co mówisz? Naprawdę myślisz, że mogłabym cię zdradzić?
-Cóż, biorąc pod uwagę to, że gdy rozstaliśmy się ostatnim razem, szukałaś pocieszenia w jego ramionach, to sama możesz sobie odpowiedzieć na to pytanie.
-Nie porównuj tych dwóch sytuacji, to jest niedorzeczne.
-Tak sądzisz? To wyobraź sobie teraz, że role by się odwróciły i zobaczyłabyś mnie tu z byłą. Mogę się założyć, że rzuciłabyś mnie zanim zdążyłbym nawet wypowiedzieć twoje imię.
-James...- Ukryła twarz w dłoniach zrozumiawszy, że miał rację. Nie chciała nawet myśleć co by było, gdyby dowiedział się, do czego doszło zeszłej nocy.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałem, że stało ci się coś poważnego. Kocham cię, ale wszystko ma swoje granice...
-Ostatnio tak dużo się zmieniło- wyszeptała, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
-Dzień dobry. -Zanim James zdążył powiedzieć Marie coś, czego być może by później żałował,na salę weszła młoda lekarka. -Mam już pani wyniki.
-O, to świetnie.
-A pan jest kimś z rodziny? Mężem?- Zwróciła się do Jamesa.
-Tak- odparła Marie. -Proszę przy nim mówić.
-Dobrze. Chciałam tylko poinformować, że badania wyszły prawidłowo. Miała pani sporo szczęścia.
-Więc nie muszę zostawać w szpitalu?
-Jeśli chodzi o tę kwestię, to chciałabym zatrzymać panią jeszcze na jeden dzień i upewnić się, że wszystko jest w porządku.
-Dlaczego? Przecież przed chwilą powiedziała pani, że nie ma się o co martwić.
-Tak, ale...- Zerknęła na Jamesa. -Jest pani w ciąży.
*
-Czyli nic poważnego się jej nie stało? Czekaj, Ben jest tu ze mną, dam na głośnomówiący. -Do Simona w końcu zadzwonił James, uspokajając oczekujących na jakiekolwiek informacje przyjaciół.
-Na szczęście wyszła z tego cało- potwierdził.
-Kiedy ją wypiszą?- zapytał Ben.
-Na pewno nie dzisiaj, ponieważ... Siedzicie?
-Tak- odparli, patrząc na siebie pytająco.
-Okazało się, że Marie jest w ciąży- oznajmił, mogąc sobie tylko wyobrazić ich zaskoczone miny.
-Jezu, nie mogliście pomyśleć o zabezpieczeniu?!
-Daj spokój, Si. -Ben obdarzył go nieprzychylnym spojrzeniem. -I co zamierzacie teraz zrobić?
-Nie mam pojęcia, dobrze wiecie, że tego nie planowaliśmy. Jakoś ciężko mi to sobie w ogóle uzmysłowić, ale jeśli to zależałoby tylko ode mnie, to chciałbym mieć dziecko.
-A Marie?
-No właśnie tutaj będzie gorzej, ale nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. W sumie tak to się złożyło, że się pokłóciliśmy i nie wiem jak teraz wybrnąć z tej sytuacji.
-To nic nowego- stwierdził Simon. -O co poszło tym razem?
-Pamiętacie Alexa? Tego gościa z radia, z którym kiedyś pracowała?
-Z którym była, kiedy zerwaliście?- wtrącił kąśliwie.
-Nie pomagasz- Ben po raz kolejny go upomniał.
-Zostaw go, ma rację- przyznał niechętnie. -W każdym razie, kiedy wszedłem do szpitala, zastałem go przy jej łóżku i nie wiem czemu, ale miałem nieodparte wrażenie, że coś między nimi dalej jest.
-Może to nie było tylko wrażenie...- wymruczał pod nosem Simon.
-Wyjaśniła ci to chociaż?
-Tak, oczywiście. Powiedziała, że odwoził ją na lotnisko, ale skoro mieszka w Londynie, to nie rozumiem po co fatygował się, by jechać po nią do hotelu.
-Myślisz, że spędziła u niego noc?
-Nie. Nie wiem. Słuchajcie, muszę już kończyć. -Nagle poczuł się źle, posądzając Marie o zdradę. -Prawdopodobnie wrócimy jutro wieczorem, ale dam wam jeszcze znać.
-Okej, trzymajcie się. -Simon zakończył rozmowę i popatrzył na Bena. -Tego się nie spodziewałem. Potrafisz wyobrazić sobie ich jako rodziców? Przecież oni się pozabijają, zanim w ogóle to dziecko się urodzi.
-Zobaczymy. -Wzruszył ramionami, wchodząc do salonu, w którym jego żona i Nikki rozmawiały o czymś entuzjastycznie.
-I co?- Louise spojrzała na mężczyzn, chcąc już usłyszeć czego się dowiedzieli.
-Na szczęści wszystko w porządku, wrócą jutro- wyjaśnił.
-To dobrze, jeszcze tego by brakowało, żeby Marie się coś stało.
-Już tak późno? -Simon wiedział, że jeśli Ben wspomni o tym, że jego brat ma zostać ojcem, radości nie będzie końca, a on tego nie zniesie. -Chyba będę się zbierał. Mogę po drodze odwieźć Nicole.
-Ale skoro wujek wyjechał, to nie mam kluczy do jego mieszkania- odparła.
-Zostań u nas- zaproponowała Louise.
-Właściwie to mam w samochodzie zapasowe klucze do Jimbo, więc to rozwiązuje problem- odparł szybko Simon. Czuł potrzebę porozmawiania z Nikki na osobności.
-To fantastycznie. -Dziewczyna uśmiechnęła się. Nie miała pojęcia czy Simon faktycznie miał te klucze, ale była pewna, że bez niej by nie wyszedł...
*
-Znalazłem też wino. -Simon przysiadł się do czekającej na niego w salonie Nikki, która zdążyła w międzyczasie zrobić popcorn.
-Czuję się, jak nastolatka, która wykorzystuje fakt, że rodziców nie ma na noc w domu i zaprasza do siebie chłopaka- powiedziała, sięgając po pilota i skacząc z kanału na kanał w poszukiwaniu jakiegoś filmu.
Zapewniała Simona, że naprawdę nie musi z nią zostawać, ale on najwyraźniej bardzo tego chciał i dziewczyna nie ukrywała, iż  w pewnym sensie bardzo się z tego cieszy.
-Z chłopakiem raczej nie siedziałabyś przed telewizorem- zauważył, próbując otworzyć butelkę.
-Nie sądzisz, że to nieładnie brać cudze rzeczy bez pytania?- zmieniła temat.
-A na co im to wino? Marie jest w ciąży, a gdyby James chciał się upić z rozpaczy, pewnie wybrałby coś mocniejszego. Poza tym, nie martw się. Jak coś, biorę to na siebie.
-W porządku. -Podał jej butelkę, a ona jemu miskę z popcornem. -To był dziwny dzień, prawda?
-O tak- przyznał. -Już dawno nic mnie tak nie zaskoczyło.
-Nie wiem czemu, ale odniosłam wrażenie, że przejąłeś się tym bardziej, niż to okazywałeś. -Przeniosła wzrok na telewizor, gdy zauważyła, jak z twarzy Simona znika uśmiech.
-Ta sytuacja przypomina mi o... czymś. Ale nie chciałbym, żeby kolejny wieczór zleciał nam na opowiadaniu o najgorszych wydarzeniach z naszego życia.
-Przynajmniej wiemy, że to nam dobrze wychodzi. -Wzruszyła ramionami. -Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
-Chcę. Po prostu, w wielkim skrócie, główną przyczyną mojego rozwodu było to, że dwa lata temu Francesca poroniła trzy razy i od tej pory nie potrafiliśmy się pozbierać. Bardzo chcieliśmy mieć dzieci, ale w końcu zrozumiałem, że nasze starania przynoszą jedynie ból i rozczarowanie; ona miała inne zdanie na ten temat. Nie widziała, że cierpiałem tak samo, jak ona, z tym, że ja traciłem jeszcze ją...
Nikki popatrzyła na Simona; jego oczy były przepełnione smutkiem i zamiast cokolwiek powiedzieć, przytuliła go do siebie mocno. Odetchnęła, gdy poczuła jego ramiona oplatające jej plecy.
-Była moją pierwszą i jedyną miłością, spędziliśmy razem prawie dwadzieścia lat. Czuję się, jakbym stracił część siebie, której  nie będę w stanie odzyskać.
-Więc myślisz, że już się nigdy nie zakochasz?
-Nie wiem czy bym potrafił.
-Jeśli nie dasz sobie szansy, to nigdy się nie przekonasz. -Obdarzyła go ciepłym uśmiechem. -Och, zabrzmiało tandetnie.
-A ty byłaś kiedyś zakochana?- zapytał.
-Raz- odparła, uśmiechając się jeszcze promienniej. -Poznałam go, kiedy byliśmy w Australii i od początku zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w końcu wyjadę. Na szczęście był taki jak ja, umiał żyć z dnia na dzień. Teraz widzę, że to była pierwsza miłość, o jakiej można tylko marzyć. Wiem, że to nie to samo co być z kimś przez pół swojego życia, ale..
-Ale masz dziesięć lat mniej ode mnie, a byliśmy zakochani tyle samo razy.- Zaśmiał się, całkowicie zmieniając atmosferę tej rozmowy.
Nikki nalała wina do szklanek, a Simon wybrał w końcu film, który zaczęli oglądać w ciszy, chociaż żadne z nich nie mogło się na niczym skupić, wciąż rozmyślając o tym, czego się dzisiaj o sobie dowiedzieli.
-Tak bardzo nie chce mi się wracać do domu- wyznał mężczyzna, gdy na telewizorze pojawiły się napisy końcowe.
-Nikt cię nie wygania, zostań do jutra i spraw Marie miłą niespodziankę. Jestem pewna, ze twój widok by ją ucieszył.
-Bardzo zabawne.
-Dla wujka James to musi być bardzo niezręczne, że jego dziewczyna i najlepszy przyjaciel tak się nienawidzą- stwierdziła.
-Po pierwsze, nie mów tak na niego, bo czuję się stary. A po drugie, to nie tak.
-Więc jak?- Nikki od początku chciała się dowiedzieć, jaki jest powód takiej niechęci Simona do Marie.
-Oni ciągle się rozstają po czym do siebie wracają, i ja rozumiem, że Jimbo ją kocha, ale moim zdaniem zasługuje na kogoś lepszego. Za dużo razy widziałem, jak przez nią był nieszczęśliwy, a chcę dla przyjaciół jak najlepiej, więc lepiej by było, gdyby definitywnie zerwali.
-Cóż, skoro będą mieli dziecko, to chyba się na to nie zanosi- stwierdziła.
-I tego się właśnie obawiam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz