niedziela, 18 sierpnia 2013

5

-Nigdy w życiu nie przeszło mi przez myśl, że w wieku dwudziestu dwóch lat zostanę na tym świecie sama. -Nikki westchnęła, upijając kolejny łyk wina i podając butelkę siedzącemu obok niej Simonowi. Już prawie świtało, a oni wpatrywali się w niespokojne morze, czekając aż pierwsze promienie słońca pojawią się na horyzoncie. -Czasami wydaje mi się, że lepiej by było, gdybym zginęła wtedy z nimi -wyznała, otulając się kurtką, którą jej pożyczył.
-Nie mów tak. -Spojrzał na nią, przesypującą sobie piasek z dłoni do dłoni. Był zaskoczony, że ta noc, którą spędzili bawiąc się we wszystkich lokalach w okolicy, kończyła się w takim miejscu i takimi tematami.
-Straciłam całą moją rodzinę, Simon. Nie mam gdzie mieszkać, nie mam za co się utrzymać, wszystko, co mogło pójść źle, poszło źle.
-Przynajmniej żyjesz. -Czuł, że Nikki była jeszcze za młoda, by zrozumieć i docenić pewne rzeczy, i nie było sensu przekonywać ją na siłę, że najlepsze jeszcze przed nią.
-Tylko po to, żeby każdego dnia przypomnieć sobie, że to wszystko moja wina. -W jej głosie dało się słyszeć wiele gniewu, a im dłużej Simon z nią przebywał, tym wyraźniej widział siebie sprzed kilku lat, gdy czuł dokładnie to samo. I wiedział, że nie może pozwolić jej skończyć jak on.
-Dlaczego tak uważasz?- zapytał ostrożnie, mając nadzieję, że nie przekroczy granicy.
-Bo takie są fakty- odparła szorstko. -Nie wierzę, że nie pytałeś o to Jamesa ani Bena.
-Nie wdawałem się w szczegóły-przyznał zgodnie z prawdą. -Ale nie czuj się zobowiązana mi o tym opowiadać.
-Na twoim miejscu bym się skupiła, bo to będzie pierwszy i ostatni raz. I zostanie to między nami.
Simon skinął głową na znak, że zrozumiał.
-Ja, moi rodzice i brat od zawsze żyliśmy na walizkach, przeprowadzając się przeciętnie raz w miesiącu, a pół roku w Australii było naszym rekordowym czasem przebywania w jednym miejscu, co pewnie wyjaśnia dlaczego teraz zostałam zupełnie sama. Szybko nauczyłam się nie przywiązywać do ludzi, skoro wiedziałam, że zaraz wyląduję na drugim końcu świata, ale to nie było takie trudne, jak się wydaje. Szczerze to lubiłam i wydawało mi się, że nie dałabym rady przestawić się na inny tryb życia. A teraz muszę, bo byłam skończoną idiotką i jedną decyzją sprawiłam, że zginęli wszyscy moi bliscy. -Zrobiła pauzę; Simon bał się sprawdzić czy w jej oczach pojawiły się już łzy. Chciał usłyszeć tę historię, chciał, żeby ona sama mu ją opowiedziała, i żeby mógł jeszcze bardziej utwierdzić się w przekonaniu, że ona go zrozumie.
-To był pierwszy raz od prawie 4 lat, gdy z nimi nie pojechałam- kontynuowała. -Byliśmy dłuższą chwilę w Szkocji i poznałam kogoś, więc nie do końca miałam ochotę na podróże. Powiedziałam, że źle się czuję i odpuszczam sobie ten jeden wyjazd. No i polecieli beze mnie, a po weekendzie dostałam wiadomość, że wrócą wcześnie ze względu na mnie i, jak się pewnie domyślasz, nigdy nie dotarli do domu... Więc nie próbuj mi nigdy wmówić, że to nie była moja wina, bo nie ma takiej chwili, żebym nie zastanawiała się, co by było, gdyby.
-Przykro mi- wyszeptał Simon, chociaż wiedział, że żadne słowa nie będą odpowiednie.
-Najgorsze jest to, że nikt nie ma pojęcia, jak było naprawdę. Gdy ci wszyscy obcy ludzie składali mi na pogrzebie kondolencje, miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz, że są tu przeze mnie. Ale teraz mam tylko nadzieję, że z czasem będzie łatwiej.
-Nie będzie- odparł. -Minęło już prawie dziesięć lat od kiedy odeszła moja mama; byliśmy wtedy w trasie i nie zdążyłem się z nią nawet pożegnać. Uwierz mi, w tej kwestii nigdy nie będzie łatwiej. Oczywiście, że w pewnym momencie złapiesz się na tym, że już o nich tak często nie myślisz, ale gdy już zaczniesz, wspomnienia wrócą z taką samą siłą, jak w dniu, gdy dowiedziałaś się o ich śmierci.
-Ha, dzięki za pocieszenie. -Sięgnęła po butelkę, którą Simon wciąż trzymał w dłoniach i wypiła resztę wina.
-Nie jestem w tym najlepszy, ale może chciałabyś porozmawiać z kimś, kto zna się na rzeczy?- zasugerował.
-Masz na myśli psychologa? Wszystko ze mną w porządku, nie mam depresji ani nic z tych rzeczy. Widziałeś gdzie spędziłam ostatnie kilka godzin? Jeśli coś byłoby nie tak, płakałabym raczej w poduszkę, a nie upijała się z tobą. Poza tym nie miałabym odwagi, żeby się zabić więc nie masz się o co martwić.
-Mówię tylko, że prosić o pomoc to nie wstyd.
-Na razie jest dobrze. -Ostrożnie oparła głowę o jego ramię. -Po prostu ciągle wydaje mi się, że oni jeszcze nie wrócili z podróży...
*
-Marie?- Ciepły, znajomy głos wypowiedział jej imię sprawiając, że zadrżała, chociaż wmówiła sobie, że spowodował to podmuch chłodnego wiatru. Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i policzyła powoli do pięciu. Była pewna, że tu będzie i musiała przyznać przed samą sobą, że czekała aż się pojawi.
-Alex. -Spojrzała na niego i nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Zdążyła już zapomnieć, jaki był niesamowicie przystojny i jak na nią działał.
-Pięknie wyglądasz. -Poczuła, że się rumieni. "Nie powinnaś tak na niego reagować, on nie jest juz częścią twojego życia", skarciła się w myślach. -Starałem się wypatrzyć cię już na konferencji, ale bez skutku.
-Nie lubię wychodzić przed szereg- odparła.
-Zabawne, kiedyś lubiłaś. -Alex oparł się o balustradę tarasu i przyjrzał się rudowłosej. Zmieniła się od czasu, gdy miał okazję widzieć ją po raz ostatni; wyglądała poważniej, jej zielone oczy były ciemniejsze, niż je zapamiętał.
-Kiedyś tak- przyznała.
-Czemu nie bawisz się w środku?- zapytał, przenosząc wzrok na przeszkloną ścianę, za którą ludzie w małych grupkach śmiali się, popijając przy tym szampana.
-Chyba już wystarczająco napatrzyłam się na ich twarze- odparła, dyskretnie przyglądając się ciemnowłosemu rozmówcy. Zawsze miała słabość do elegancko ubranych mężczyzn, a Alex w garniturze zdecydowanie był przyjemnym widokiem.
-W takim razie co ja mam powiedzieć- Roześmiał się serdecznie. -Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.
-W porządku. Mam teraz dużo na głowie, ale lubię być zajęta.
-Nie pytałem o pracę, Marie.
-Myślę, że resztę wiesz. W końcu plotki w naszej branży szybko się roznoszą.
-I nie tęsknisz za Londynem?
-Czasami- przyznała. -Ale podoba mi się tak, jak jest. Chyba potrzebowałam wyciszenia.
-Więc nie planujesz wrócić. -Znał ją na tyle dobrze, że nie musiał pytać.
-James raczej nie dałby się na to namówić. -Dziwnie było rozmawiać z byłym chłopakiem o swoim nowym partnerze.
-Szkoda. Dużo osób tu za tobą tęskni.
-Masz na myśli siebie?
-Też. Ale skoro jesteś szczęśliwa, to ja również.
-Nie zawsze jest tak kolorowo, jak bym chciała. -Wiedziała, że pewnie nie powinna o tym mówić, ale Alex był jedynym facetem, przy którym mówienie o swoich uczuciach przychodziło jej z taką łatwością.
-Och. Sądziłem, że tym razem...
-Życie to nie komedia romantyczna- skwitowała. -A co u ciebie?
-Po staremu. -Wzruszył ramionami. -Praca w radiu pochłania mnie do tego stopnia, że nie mam czasu na związki.
-Dla mnie zawsze miałeś czas- zauważyła, na co Alex uśmiechnął się, kręcąc głową.
-Dla ciebie wciąż bym miał.
-Jesteś niepoprawny.
-Mówię tylko to, co naprawdę myślę i co chciałabyś usłyszeć.
-Skąd możesz mieć taką pewność?
-Bo gdybym się mylił...- Chwycił jej twarz w dłonie, spojrzał głęboko w oczy i pocałował. -To byś mi na to nie pozwoliła.
*
-Zaraz podaję obiad!- zawołała Louise.
-Pomóc ci, kochanie?- Ben wstał z fotela, zostawiając Simona i Nicole w salonie. Uśmiechnął się do siebie, myśląc o tym jak cudownie jest być znowu w domu, ciesząc się takimi drobnostkami, jak wspólne przygotowywanie posiłku czy siedzenie i rozmawianie o wszystkim i o niczym. Zrozumiał, że wszystko przez co przeszedł, pozwoliło mu nauczyć się czerpać radość z życia, jak nigdy przedtem.
-A gdzie jest James?- Nikki spojrzała na zegarek, a później na Simona, korzystając z tego, że zostali sami i mogą przestać udawać, że się prawie nie znają.
-Nie mam pojęcia, ale to bardzo niegrzecznie się tak spóźniać- stwierdził, wyciągając telefon z kieszeni. -Skoro my daliśmy radę tutaj przyjść po wczoraj, to on tym bardziej. Chyba, że postanowił jakoś wykorzystać nieobecność Marie.
-Tak myślisz?- Uniosła brew. Znowu obydwoje byli lekko skacowani i wdzięczni losowi, że James nie przebywał z nimi od początku tego niedzielnego popołudnia, bo z pewnością potrafiłby ułożyć sobie to wszystko w całość. Jednak w jakimś stopniu Nikki wolała, żeby wiedział, bo po szczerej rozmowie na plaży czuła, że ona i Simon jeszcze nieraz gdzieś razem wyjdą. Był jedną z tych osób, przy których już po chwili wydaje się, że zna się całe życie.
-Nie, Jimbo za bardzo się jej boi. Idę do niego przedzwonić i zaraz wrócę- powiedział, wychodząc do ogródka. Korzystając z okazji zapalił papierosa, wybrał z listy kontaktów numer Jamesa i czekając aż odbierze, dyskretnie zajrzał do salonu. Nicole bawiła się kosmykiem blond włosów, zupełnie nieświadoma, że Simon nie spuszcza jej z oka nawet na moment. Naprawdę zaczynał ją lubić, chociaż to nie było odpowiednie słowo na określenie tego, co o niej myślał.
-Simon, nie mogę teraz rozmawiać. -Usłyszał, i potrzebował dobrej chwili, by jego uwaga skupiła się na czymś innym, niż Nikki.
-Stary, gdzie ty jesteś? Jedziesz, tak?
-Nie będzie mnie dzisiaj u Bena- odparł.
-Dlaczego?- Simon miał wrażenie, że przyjaciel brzmi jakoś dziwnie.
-Muszę być w Londynie.
-Coś się stało?- Był już poważnie zaniepokojony.
-Tak, stało się. Marie miała wypadek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz