wtorek, 24 grudnia 2013

13



-Wiesz, jeśli mam być szczery to nie tak to sobie wszystko wyobrażałem. –Simon zaciągnął się papierosem, odkładając na stolik zapalniczkę, którą kiedyś pożyczył od Nikki. Ciężko było mu uwierzyć, jak wiele czasu upłynęło od dnia, gdy się poznali. Gdyby ktoś powiedział mu wtedy, że ta dziewczyna tak bardzo zmieni jego życie, pewnie nigdy by nie uwierzył.
-Co mówiłeś?- Ben oderwał wzrok od ekranu laptopa i spojrzał na przyjaciela.
-Nic, tak tylko sobie na głos rozmyślałem. Nie sądzisz, ze Nikki za bardzo wzięła sobie tę pracę do serca?
-Nie, dlaczego? Chyba celem tego, że z nami jedzie, było właśnie znalezienie jej jakiegoś zajęcia.
-Wiem. I widzę też, że dzięki temu nie ma już tylu okazji na wspominanie tego, co się stało, ale…- westchnął.
-Ale co?
-Sądziłem, że skoro już ją ze sobą zabierzemy to będę z nią spędzał jeszcze więcej czasu, a ona albo jest zajęta pomaganiem Neilowi, albo przesiaduje gdzieś z chłopakami z ekipy i wychodzi na to, że zdecydowanie częściej widywałem się z nią zanim wyjechaliśmy. Czy to nie jest dziwne?
-Nie sprawiaj, by czuła się winna, że przebywa też z innymi ludźmi. Potrzebuje tego.
-Wcale nie mam takiego zamiaru. Chyba po prostu jestem zazdrosny i chciałbym mieć ją na wyłączność- przyznał, wlepiając wzrok w podłogę. Niezręcznie było mu mówić o swoich uczuciach, które żywił do Nikki, szczególnie gdy uświadamiał sobie, że Ben jest jej wujkiem, i dla niego to też pewnie było dość krępujące. Wciąż pamiętał, jak dziwnie było, gdy zapytał go kiedyś czy ze sobą sypiają.
-To oznacza, że coś do niej czujesz. –Uśmiechnął się. –I to dobrze, bo ona do ciebie też.
Simon zmarszczył brwi; nie był co do tego tak przekonany, jak jego przyjaciel.
-Mogę ci coś powiedzieć?- zapytał patrząc Benowi prosto w oczy.
Mężczyzna skinął głową.
-Od kilku dni wydzwania do mnie Francesca, a ja za każdym razem nie potrafię się powstrzymać i odbieram. Nie powinienem pozwolić jej wracać do mojego życia, ale to okazuje się być silniejsze ode mnie. To bez sensu, bo wywlekamy tyle przykrych wspomnień i te rozmowy do niczego nie prowadzą, lecz gdy słyszę jej głos… Kiedyś powiedziałem Jamesowi, że ja i ona już nigdy nie będziemy przyjaciółmi, że nie chcę jej znać, a teraz ta sytuacja pokazuje zupełnie co innego. Przez to zrozumiałem pewne rzeczy. Na przykład to, że tak bardzo chciałem mieć dziecko, ale pragnąłem je tylko z nią, i nie umiem wyobrazić sobie założenia rodziny z żadną inną kobietą. Nie wiem czy tak będzie zawsze, ale to sprawia, że mogę przez takie myślenie zranić Nikki, a to ostatnia rzecz, jakiej chcę. Co mam robić? Poradź mi coś.
-Po co pytasz? Myślę, że sam dobrze wiesz co masz robić. –Poklepał go po plecach. –Przyznałeś kiedyś, że boisz się przegapić ten moment, kiedy trzeba będzie ruszyć naprzód i zapomnieć o przeszłości, więc jeśli naprawdę potrzebujesz jakieś rady, to mówię ci, że to jest dobra chwila.  I przestań tak wszystko dogłębnie analizować. To nie prowadzi do niczego dobrego.
*
-Przecież oni nas chyba zastrzelą, kiedy się dowiedzą- stwierdziła Marie, sięgając po szklankę soku stojącą na brzegu wanny. –A Simon to już bardziej niż pewne.
James roześmiał się, odgarniając z jej twarzy mokry kosmyk włosów i gładząc ją dłonią po policzku. W blasku rozstawionych w łazience świec wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle; pomyślał, że mógłby siedzieć i wpatrywać się w nią do końca życia.
-I moja mama tak samo, znienawidzi nas za to, co zrobiliśmy- dodała.
-Nie będzie tak źle- uspokoił ją, przysuwając się do niej. –Poza tym, wciąż możemy pozostać przy naszym pomyśle trzymania tego w tajemnicy. Zrobiliśmy to tylko dla siebie, nie dla nich.
-Wiem. –Przylgnęła do jego nagiego ciała i zamknęła oczy, na chwilę skupiając się tylko na tym cudownym uczuciu bycia w ramionach ukochanego mężczyzny. Usilnie starała się nie dopuścić do siebie myśli o tym, jakie konsekwencje niósł ze sobą wybór, jakiego dokonała, ale nagłe wyrzuty sumienia nie ułatwiały jej tego zadania. Przez kilka dni biła się z własnymi myślami, rozważając wszystkie „za” i „przeciw”, i w końcu postanowiła, że powie Jamesowi o tym, co wydarzyło się między nią i Alexem. Szczerze sądziła, że będzie w stanie to zrobić, z nadzieją, że mimo tak długiego zatajania przed nim prawdy, mężczyzna jej wybaczy. W końcu musiała wykonać jakiś ruch, zanim Simon doszedłby do wniosku, że jednak nie dotrzyma słowa i dla własnej satysfakcji powie przyjacielowi, czego był świadkiem. Dać mu odczuć zwycięstwo było ostatnią rzeczą, na jaką z własnej woli by przystała. Okoliczności zmusiły ją do przyznania się Jamesowi, a gdy już była gotowa mu powiedzieć, on doszedł do wniosku, że raz w życiu chciałby zrobić coś naprawdę szalonego i tym sposobem siedzieli teraz w wannie wypełnionej płatkami róż, z obrączkami na palcach i zamiarem celebrowania swojej nocy poślubnej w najbardziej luksusowym hotelu, jaki udało się im znaleźć.
Uznała, że w takim wypadku nie było już sensu mówić mu o zdradzie, to tylko mogłoby wszystko skomplikować, a była pewna, iż w takiej sytuacji Simon nie odważy się wykonać kroku, który mógłby zniszczyć małżeństwo przyjaciela. Tym razem to ona wygrała.
-Kocham cię- wyszeptał James, biorąc ją pod brodę. –To najpiękniejszy dzień w moim życiu, pani Johnston. Nie mogłem się doczekać, by tak do ciebie mówić.
Zaśmiała się.
-Jesteś najwspanialszym mężczyzną jakiego znam. –Przysunęła się jeszcze bliżej i pocałowała go delikatnie w usta. –I wiem, że bycie twoją żoną to najcudowniejsza rzecz, jaka mi się przydarzyła. –Spojrzała w jego błękitne oczy otoczone wachlarzem rudych rzęs i poczuła ścisk w brzuchu. Pośród tych wszystkich sekretów, kłamstw i niedomówień, szczerze była pewna tylko tego, że kocha Jamesa całym sercem. Nie potrafiłaby go zostawić, tak samo jak nie umiałaby pogodzić się z jego odejściem. Zmienił ją, i to zdecydowanie na lepsze. Alex nie miał racji, że przez niego stawała się tym, kim nigdy nie chciała być, wręcz przeciwnie; dopiero przy Jamesie przekonała się co tak naprawdę przynosi jej w życiu radość.
Mężczyzna objął ją w talii, nachylając się nad nią i całując jej szyję, i powoli wędrując w dół po wilgotnej skórze. Odnalazła pod wodą jego dłoń, ich palce splotły się ze sobą tak, że mogła poczuć ten kawałek metalu, który symbolizował to, że należą do siebie na zawsze. Mieli przed sobą całą noc i wiedzieli, że nie muszą się spieszyć. Byli małżeństwem dopiero od kilku godzin, ale w ich świadomości już po tak krótkim czasie zaszła jakaś zmiana; zaczęło im towarzyszyć cudowne uczucie spokoju, jakby obrączki na ich palcach sprawiały, że przestali się bać, że zaraz stanie się coś złego i przyjdzie im zakończyć ten związek. Teraz ten strach zniknął.
Zaczęli się powoli kochać; usta złączyły się w pocałunku, ręce wędrowały po spragnionych dotyku ciałach, gdy poruszali się w idealnej harmonii. Marie nie pamiętała, by kiedykolwiek przedtem tak wyraźnie czuła, że są jednością.
-Tak bardzo cię kocham- wyszeptała czule między pocałunkami.
Wsunęła dłoń w jego włosy i przytuliła go do siebie, gdy schował twarz w zgięciu jej szyi, pieszcząc jej skórę swoim urywanym oddechem.  I w tej krótkiej chwili, kiedy stali już razem na krawędzi, Marie wiedziała, że James jest jedynym, z którym chce spaść.
*
-Wciąż jest tak gorąco jak w dzień?- Simon zdjął z siebie koszulkę, dołączając do opierającej się o balustradę balkonu Nikki.
Dziewczyna zupełnie go zignorowała, wpatrując się w fale oceanu rozbijające się o wybrzeże. Wiedziała, że musi w końcu coś zrobić ze wszystkimi uczuciami, które dotychczas w sobie tłumiła; udawanie, że wszystko jest w porządku i zamiatanie gromadzących się problemów pod dywan przestało być skutecznym rozwiązaniem.
-Coś się stało?- zapytał mężczyzna, zaciągając się papierosem i spoglądając w tym samym kierunku, co jego towarzyszka. Był szczerze zdziwiony, że nie spędzała tej nocy na imprezie z członkami ekipy, jak miała w zwyczaju po każdym koncercie. I może powinien był się z tego cieszyć, ale dręczyło go przeczucie, że Nikki miała dobry powód by tym razem tego nie robić.
-Czy naprawdę sądziłeś, że jestem na tyle głupia, że nie domyślę się z kim tak ciągle rozmawiasz?
- wyszeptała, przenosząc na niego spojrzenie pełne rozczarowania. –Cóż, sądząc po twojej zaskoczonej minie, odpowiedź na moje pytanie jest pewnie twierdząca. A wyprzedzając to, o co ty chcesz mnie zapytać, zorientowałam się bardzo szybko i uwierz, nie było to trudne. Chciałam powiedzieć ci o tym już jakiś czas temu, lecz wciąż łudziłam się, że może w końcu przestaniesz, ale uświadomiłam sobie, że przecież nie mogę konkurować z kimś, kogo kochasz prawie tyle lat, ile ja żyję. I właśnie dlatego się poddaję.
-Nikki…- Simon nie miał pojęcia, jak powinien zareagować; poszedł za nią, obserwując jak otwiera swoją walizkę i zaczyna wrzucać do niej ubrania. –Nikki, co ty robisz? Przestań, porozmawiajmy na spokojnie.
-Tak bardzo starałam się okazać wam wdzięczność za wszystko, co dla mnie robiliście: za to, że pozwoliliście mi pojechać z wami w trasę i przez to przestać martwić się o brak dachu nad głową, ale przede wszystkim za to, że po raz pierwszy od śmierci rodziny mając was wokół, przestałam czuć się samotna. Przez kilka tygodni byłam naprawdę szczęśliwa. Poza tym, szczerze myślałam, że ty i ja…- Pod powiekami zapiekły ją łzy. –A teraz mam wrażenie, że od początku traktowałeś mnie tylko jak swoją zabawkę.
-Przykro mi, że  tak to odbierasz… To znaczy, tak, to prawda, że rozmawiałem kilkakrotnie z Francescą, ale uwierz mi, niczego to między nami nie zmienia.
-Naprawdę? Bo jestem przekonana, że gdyby chciała do ciebie wrócić, to nie wahałbyś się ani sekundy czy mnie zostawić- odparła gorzko, mijając go i zabierając swoje rzeczy z szafki przy łóżku.
-Nikki- Złapał ją za ramiona, zmuszając ją do zatrzymania się na moment. –Oboje bardzo dużo przeszliśmy, i rozumiem, że ta sytuacja nie jest dla ciebie łatwa, ale musisz też spróbować postawić się w moim położeniu.
-Nic nie muszę, Simon. I powiem ci więcej, cieszyłam się, że cię spotkałam, że byłeś tym, który mnie tak dobrze rozumiał, ale wiem też, że życie to nie film. Nie myśl sobie, że wraz z twoim pojawieniem się, nagle zniknęły wszystkie moje problemy. Ludzie za często zapominają, że jedynymi osobami, które mogą nas uratować jesteśmy my sami. Więc tak, chcę ci powiedzieć, że wcale cię nie potrzebuję.
-Masz zamiar tak po prostu odejść? –Spojrzał jej prosto w oczy mając wrażenie, iż nie jest do końca pewna swoich słów.
-Szczerze? To, że cię nie potrzebuję wcale nie oznacza, że cię nie chcę. –Łzy potoczyły się po jej policzkach, na co mężczyzna ujął jej twarz w dłonie i starł je kciukami. –A poza tym… Zakochałam się w tobie i nic nie potrafię na to poradzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz