poniedziałek, 30 grudnia 2013

Zakończenie



Simon szczerze sądził, że tamta noc będzie ich końcem, że po swoim wyznaniu Nikki dokończy pakowanie walizki i go zostawi, czego w żadnym wypadku nie miałby jej za złe. Zasługiwała na kogoś znacznie lepszego niż on, na kogoś, kto nie był wciąż zakochany w byłej żonie i nie pragnął desperacko wrócić do osoby, która swoimi decyzjami sprawiła mu tyle bólu. Ale Nikki zadecydowała inaczej i postanowiła mimo wszystko dać im jeszcze czas, naiwnie wierząc, że Simon przemyśli swoje postępowanie; nie wiedziała jednak, iż mężczyzna nigdy nie potrafił wyciągać wniosków z lekcji dawanych mu przez życie. Za to powtarzanie wciąż tych samych błędów szło mu świetnie, co dobitnie udowadniał jej na każdym kroku przez te kolejne kilka miesięcy, podczas których starała się pokazać mu, że świat bez Franceski kręci się nadal, a on nie potrafił lub po prostu nie chciał tego zaakceptować.
Chociaż to ona odeszła, wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że i tak wytrzymała z Simonem zaskakująco długo. Obiecywał, że zranienie Nikki jest ostatnią rzeczą jaką by zrobił, a na końcu okazało się, iż nie przyniósł jej niczego innego oprócz bólu i rozczarowania.
Ale tak już właśnie jest, o czym dziewczyna nieraz mu mówiła. Bowiem czasami dochodzi w naszym życiu do wydarzeń, które sprawiają, że cała misterna konstrukcja którą stanowimy, rozsypuje się nagle na milion kawałków; może to być utrata kogoś bliskiego czy bolesne rozstanie, to nieistotne. Liczy się skutek, to, że jesteśmy w kompletnej rozsypce i nie mamy nawet siły na próbę zebrania tych wszystkich elementów naszej zranionej duszy, bo wydaje się nam, że już nigdy nie będziemy jak kiedyś. I wtedy pojawia się ktoś, dzięki komu czujemy, że jeden jego uścisk potrafi zdziałać cuda i sprawić, że znowu staniemy się całością.
To jednak nie działa w ten sposób. Miłość nigdy nie wygląda jak w romantycznej komedii, a bycie tak zależnym od drugiej osoby, że bez niej nie da się funkcjonować nie ma w sobie nic tragicznie pięknego; dlatego też nikt nie jest w stanie cię naprawić- nikt, oprócz ciebie samego. Inni ludzie nie zrobią niczego za nas, mogą jednak dać nam wsparcie i pomóc uwierzyć w to, że jesteśmy w stanie sami podnieść się po upadku.
Simon najwyraźniej uznał, że nie chce nawet próbować.
*
-Zasnęła już?- Louise spojrzała na dziecko, które Simon tulił w swoich ramionach.
-Na szczęście tak- odparł, przyglądając się zamkniętym oczom maleństwa, otoczonym wachlarzem rudych rzęs. –Wujek Simon wie, jak zajmować się kobietami- dodał, uśmiechając się do stojącej obok Franceski.
-Potwierdzam- wyszeptała, gładząc go po ramieniu, na co on odwrócił się i obdarzył ją delikatnym pocałunkiem.
Od kiedy do siebie wrócili, co nastąpiło niemalże od razu po tym, jak Nikki podjęła ostateczną decyzję o odejściu, wszyscy mieli wrażenie, jakby tak naprawdę Simon nigdy nie rozstał się z żoną. Patrząc na nich teraz nie sposób było nie wierzyć w to, że niektórzy ludzie są sobie po prostu przeznaczeni.
-Daj mi ją. Mam nadzieję, że nie obudzi się do końca uroczystości. –Simon podał Louise dziecko i zajął swoje miejsce w przedniej ławce.
-Jest taki zdenerwowany- stwierdził, obserwując stojącego przed ołtarzem Jamesa.
-Dziwisz się? To jego wielki dzień.
-Skoro są z Marie już po ślubie cywilnym, to i tak nie ma już szans na ucieczkę- stwierdził, na co Francesca przewróciła oczami.
-Twoje wsparcie dla nich jest nieocenione- odparła.
-Wiem. –Pokazał zerkającemu w ich stronę Jamesowi uniesiony w górę kciuk na znak, że wszystko jest w porządku. –Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak długo udało się im utrzymać w sekrecie fakt,  że są małżeństwem.
-Widocznie nie są jak ty i nie muszą od razu dzielić się wszystkim z innymi.
-Jesteś  bardzo zabawna.- Objął ją w talii i przyciągnął do siebie. –Ale skoro tak uważasz, to myślę, że powinienem podzielić się jednym pomysłem z tobą.
-Jakim?
-Dowiesz się w odpowiednim czasie- powiedział tajemniczo.
Wiedział, że Francesca chciała drążyć temat, lecz na jego szczęście rozbrzmiały organy, co oznaczało, iż Marie zmierzała właśnie do ołtarza. Odwrócił się do tyłu chcąc ją zobaczyć, lecz w kościele było za dużo osób, by cokolwiek dojrzeć. Starał się to ignorować, lecz jedna kwestia nie dawała mu spokoju; był pewien, że Nikki została zaproszona na ślub i przez cały dzień starał się odnaleźć ją wśród gości. Chciał ją zobaczyć, zapytać o to, jak sobie radzi, co robi, gdzie mieszka; prawie tak samo chciał, żeby ona zobaczyła jego, pogodzonego z żoną i szczęśliwego, jakby na przekór temu wszystkiemu, co mu tak uparcie powtarzała.
Udowodnił, że to on miał rację, lecz bez Nikki, która mogła by się o tym przekonać na własne oczy, zwycięstwo nie smakowało tak dobrze.
-Wygląda niesamowicie. –Pełen zachwytu komentarz Franceski wyrwał go z zamyślenia.
Popatrzył na Maire, która ubrana w przepiękną koronkową suknię, stanęła obok Jamesa, wywołując na jego twarzy szeroki uśmiech. Zatem Fran miała rację, zachowywanie pewnych rzeczy dla siebie stanowiła dla mężczyzny problem, gdy żona jego przyjaciela udowadniała właśnie, iż ona jest jego zupełnym przeciwieństwem. Simon sądził, że prędzej czy później Marie przyzna się do zdrady, tymczasem obecna sytuacja mówiła sama za siebie: nigdy nie miała zamiaru powiedzieć Jamesowi o swojej niewierności. I Simon również nie chciał tego robić. Może i Marie wciąż nie była w jego oczach wymarzoną kandydatką na osobę, która ma spędzić z Jamesem resztę życia, ale najwyraźniej dawała mu szczęście, a tego przede wszystkim Simon dla niego chciał.
Obserwował, jak składali sobie przysięgę i myślał o dniu, kiedy on obiecywał stojącej obok niego kobiecie, że nigdy jej nie opuści.  Wziął ją za rękę; postanowili znowu zacząć nosić obrączki.
Nowożeńcy pocałowali się i ceremonia dobiegła końca. Państwo młodzi i goście wyszli przed kościół, gdzie zaczęło się składanie życzeń i wręczanie prezentów; Simon i Francesca zajęli się w tym czasie małą Grace.
-Byłaś grzeczna?- James podszedł do nich, biorąc w ramiona córeczkę.
-Zachowywała się jak aniołek- odparła Francesca, podczas gdy jej ukochany odszedł na bok, żeby zapalić.
-Czekałem na to pół dnia- oznajmił Benowi, zaciągając się papierosem. –Więc Nicole jednak się nie pojawiła?- Jego ciekawość była zbyt wielka, by nie zapytać.
-Nie- Pokręcił przecząco głową.  –A co, stęskniłeś się za nią?- Wciąż był zły na przyjaciela, że nie potrafił dotrzymać danej mu obietnicy i sprawił, że Nikki musiała w końcu odejść.
-Byłem ciekaw co u niej. – Wzruszył ramionami. –Przypuszczam, że musi być bardzo zajęta, skoro nie zdołała przyjechać.
-Poznała kogoś w Stanach, pracują razem dla jakiegoś magazynu podróżniczego, robią reportaże. Ostatni raz gdy się z nią kontaktowałem, wyruszali do Argentyny.
-Więc wciąż jeździ po świecie.
-Robi to, co kocha najbardziej- potwierdził.
-Nie spodziewałem się, że wróci do starego życia- przyznał.
Ben spojrzał na przyjaciela, przeniósł wzrok na Francescę, po czym zwrócił się do Simona.
-Przypuszczam, że to samo powiedziałaby o tobie…

wtorek, 24 grudnia 2013

13



-Wiesz, jeśli mam być szczery to nie tak to sobie wszystko wyobrażałem. –Simon zaciągnął się papierosem, odkładając na stolik zapalniczkę, którą kiedyś pożyczył od Nikki. Ciężko było mu uwierzyć, jak wiele czasu upłynęło od dnia, gdy się poznali. Gdyby ktoś powiedział mu wtedy, że ta dziewczyna tak bardzo zmieni jego życie, pewnie nigdy by nie uwierzył.
-Co mówiłeś?- Ben oderwał wzrok od ekranu laptopa i spojrzał na przyjaciela.
-Nic, tak tylko sobie na głos rozmyślałem. Nie sądzisz, ze Nikki za bardzo wzięła sobie tę pracę do serca?
-Nie, dlaczego? Chyba celem tego, że z nami jedzie, było właśnie znalezienie jej jakiegoś zajęcia.
-Wiem. I widzę też, że dzięki temu nie ma już tylu okazji na wspominanie tego, co się stało, ale…- westchnął.
-Ale co?
-Sądziłem, że skoro już ją ze sobą zabierzemy to będę z nią spędzał jeszcze więcej czasu, a ona albo jest zajęta pomaganiem Neilowi, albo przesiaduje gdzieś z chłopakami z ekipy i wychodzi na to, że zdecydowanie częściej widywałem się z nią zanim wyjechaliśmy. Czy to nie jest dziwne?
-Nie sprawiaj, by czuła się winna, że przebywa też z innymi ludźmi. Potrzebuje tego.
-Wcale nie mam takiego zamiaru. Chyba po prostu jestem zazdrosny i chciałbym mieć ją na wyłączność- przyznał, wlepiając wzrok w podłogę. Niezręcznie było mu mówić o swoich uczuciach, które żywił do Nikki, szczególnie gdy uświadamiał sobie, że Ben jest jej wujkiem, i dla niego to też pewnie było dość krępujące. Wciąż pamiętał, jak dziwnie było, gdy zapytał go kiedyś czy ze sobą sypiają.
-To oznacza, że coś do niej czujesz. –Uśmiechnął się. –I to dobrze, bo ona do ciebie też.
Simon zmarszczył brwi; nie był co do tego tak przekonany, jak jego przyjaciel.
-Mogę ci coś powiedzieć?- zapytał patrząc Benowi prosto w oczy.
Mężczyzna skinął głową.
-Od kilku dni wydzwania do mnie Francesca, a ja za każdym razem nie potrafię się powstrzymać i odbieram. Nie powinienem pozwolić jej wracać do mojego życia, ale to okazuje się być silniejsze ode mnie. To bez sensu, bo wywlekamy tyle przykrych wspomnień i te rozmowy do niczego nie prowadzą, lecz gdy słyszę jej głos… Kiedyś powiedziałem Jamesowi, że ja i ona już nigdy nie będziemy przyjaciółmi, że nie chcę jej znać, a teraz ta sytuacja pokazuje zupełnie co innego. Przez to zrozumiałem pewne rzeczy. Na przykład to, że tak bardzo chciałem mieć dziecko, ale pragnąłem je tylko z nią, i nie umiem wyobrazić sobie założenia rodziny z żadną inną kobietą. Nie wiem czy tak będzie zawsze, ale to sprawia, że mogę przez takie myślenie zranić Nikki, a to ostatnia rzecz, jakiej chcę. Co mam robić? Poradź mi coś.
-Po co pytasz? Myślę, że sam dobrze wiesz co masz robić. –Poklepał go po plecach. –Przyznałeś kiedyś, że boisz się przegapić ten moment, kiedy trzeba będzie ruszyć naprzód i zapomnieć o przeszłości, więc jeśli naprawdę potrzebujesz jakieś rady, to mówię ci, że to jest dobra chwila.  I przestań tak wszystko dogłębnie analizować. To nie prowadzi do niczego dobrego.
*
-Przecież oni nas chyba zastrzelą, kiedy się dowiedzą- stwierdziła Marie, sięgając po szklankę soku stojącą na brzegu wanny. –A Simon to już bardziej niż pewne.
James roześmiał się, odgarniając z jej twarzy mokry kosmyk włosów i gładząc ją dłonią po policzku. W blasku rozstawionych w łazience świec wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle; pomyślał, że mógłby siedzieć i wpatrywać się w nią do końca życia.
-I moja mama tak samo, znienawidzi nas za to, co zrobiliśmy- dodała.
-Nie będzie tak źle- uspokoił ją, przysuwając się do niej. –Poza tym, wciąż możemy pozostać przy naszym pomyśle trzymania tego w tajemnicy. Zrobiliśmy to tylko dla siebie, nie dla nich.
-Wiem. –Przylgnęła do jego nagiego ciała i zamknęła oczy, na chwilę skupiając się tylko na tym cudownym uczuciu bycia w ramionach ukochanego mężczyzny. Usilnie starała się nie dopuścić do siebie myśli o tym, jakie konsekwencje niósł ze sobą wybór, jakiego dokonała, ale nagłe wyrzuty sumienia nie ułatwiały jej tego zadania. Przez kilka dni biła się z własnymi myślami, rozważając wszystkie „za” i „przeciw”, i w końcu postanowiła, że powie Jamesowi o tym, co wydarzyło się między nią i Alexem. Szczerze sądziła, że będzie w stanie to zrobić, z nadzieją, że mimo tak długiego zatajania przed nim prawdy, mężczyzna jej wybaczy. W końcu musiała wykonać jakiś ruch, zanim Simon doszedłby do wniosku, że jednak nie dotrzyma słowa i dla własnej satysfakcji powie przyjacielowi, czego był świadkiem. Dać mu odczuć zwycięstwo było ostatnią rzeczą, na jaką z własnej woli by przystała. Okoliczności zmusiły ją do przyznania się Jamesowi, a gdy już była gotowa mu powiedzieć, on doszedł do wniosku, że raz w życiu chciałby zrobić coś naprawdę szalonego i tym sposobem siedzieli teraz w wannie wypełnionej płatkami róż, z obrączkami na palcach i zamiarem celebrowania swojej nocy poślubnej w najbardziej luksusowym hotelu, jaki udało się im znaleźć.
Uznała, że w takim wypadku nie było już sensu mówić mu o zdradzie, to tylko mogłoby wszystko skomplikować, a była pewna, iż w takiej sytuacji Simon nie odważy się wykonać kroku, który mógłby zniszczyć małżeństwo przyjaciela. Tym razem to ona wygrała.
-Kocham cię- wyszeptał James, biorąc ją pod brodę. –To najpiękniejszy dzień w moim życiu, pani Johnston. Nie mogłem się doczekać, by tak do ciebie mówić.
Zaśmiała się.
-Jesteś najwspanialszym mężczyzną jakiego znam. –Przysunęła się jeszcze bliżej i pocałowała go delikatnie w usta. –I wiem, że bycie twoją żoną to najcudowniejsza rzecz, jaka mi się przydarzyła. –Spojrzała w jego błękitne oczy otoczone wachlarzem rudych rzęs i poczuła ścisk w brzuchu. Pośród tych wszystkich sekretów, kłamstw i niedomówień, szczerze była pewna tylko tego, że kocha Jamesa całym sercem. Nie potrafiłaby go zostawić, tak samo jak nie umiałaby pogodzić się z jego odejściem. Zmienił ją, i to zdecydowanie na lepsze. Alex nie miał racji, że przez niego stawała się tym, kim nigdy nie chciała być, wręcz przeciwnie; dopiero przy Jamesie przekonała się co tak naprawdę przynosi jej w życiu radość.
Mężczyzna objął ją w talii, nachylając się nad nią i całując jej szyję, i powoli wędrując w dół po wilgotnej skórze. Odnalazła pod wodą jego dłoń, ich palce splotły się ze sobą tak, że mogła poczuć ten kawałek metalu, który symbolizował to, że należą do siebie na zawsze. Mieli przed sobą całą noc i wiedzieli, że nie muszą się spieszyć. Byli małżeństwem dopiero od kilku godzin, ale w ich świadomości już po tak krótkim czasie zaszła jakaś zmiana; zaczęło im towarzyszyć cudowne uczucie spokoju, jakby obrączki na ich palcach sprawiały, że przestali się bać, że zaraz stanie się coś złego i przyjdzie im zakończyć ten związek. Teraz ten strach zniknął.
Zaczęli się powoli kochać; usta złączyły się w pocałunku, ręce wędrowały po spragnionych dotyku ciałach, gdy poruszali się w idealnej harmonii. Marie nie pamiętała, by kiedykolwiek przedtem tak wyraźnie czuła, że są jednością.
-Tak bardzo cię kocham- wyszeptała czule między pocałunkami.
Wsunęła dłoń w jego włosy i przytuliła go do siebie, gdy schował twarz w zgięciu jej szyi, pieszcząc jej skórę swoim urywanym oddechem.  I w tej krótkiej chwili, kiedy stali już razem na krawędzi, Marie wiedziała, że James jest jedynym, z którym chce spaść.
*
-Wciąż jest tak gorąco jak w dzień?- Simon zdjął z siebie koszulkę, dołączając do opierającej się o balustradę balkonu Nikki.
Dziewczyna zupełnie go zignorowała, wpatrując się w fale oceanu rozbijające się o wybrzeże. Wiedziała, że musi w końcu coś zrobić ze wszystkimi uczuciami, które dotychczas w sobie tłumiła; udawanie, że wszystko jest w porządku i zamiatanie gromadzących się problemów pod dywan przestało być skutecznym rozwiązaniem.
-Coś się stało?- zapytał mężczyzna, zaciągając się papierosem i spoglądając w tym samym kierunku, co jego towarzyszka. Był szczerze zdziwiony, że nie spędzała tej nocy na imprezie z członkami ekipy, jak miała w zwyczaju po każdym koncercie. I może powinien był się z tego cieszyć, ale dręczyło go przeczucie, że Nikki miała dobry powód by tym razem tego nie robić.
-Czy naprawdę sądziłeś, że jestem na tyle głupia, że nie domyślę się z kim tak ciągle rozmawiasz?
- wyszeptała, przenosząc na niego spojrzenie pełne rozczarowania. –Cóż, sądząc po twojej zaskoczonej minie, odpowiedź na moje pytanie jest pewnie twierdząca. A wyprzedzając to, o co ty chcesz mnie zapytać, zorientowałam się bardzo szybko i uwierz, nie było to trudne. Chciałam powiedzieć ci o tym już jakiś czas temu, lecz wciąż łudziłam się, że może w końcu przestaniesz, ale uświadomiłam sobie, że przecież nie mogę konkurować z kimś, kogo kochasz prawie tyle lat, ile ja żyję. I właśnie dlatego się poddaję.
-Nikki…- Simon nie miał pojęcia, jak powinien zareagować; poszedł za nią, obserwując jak otwiera swoją walizkę i zaczyna wrzucać do niej ubrania. –Nikki, co ty robisz? Przestań, porozmawiajmy na spokojnie.
-Tak bardzo starałam się okazać wam wdzięczność za wszystko, co dla mnie robiliście: za to, że pozwoliliście mi pojechać z wami w trasę i przez to przestać martwić się o brak dachu nad głową, ale przede wszystkim za to, że po raz pierwszy od śmierci rodziny mając was wokół, przestałam czuć się samotna. Przez kilka tygodni byłam naprawdę szczęśliwa. Poza tym, szczerze myślałam, że ty i ja…- Pod powiekami zapiekły ją łzy. –A teraz mam wrażenie, że od początku traktowałeś mnie tylko jak swoją zabawkę.
-Przykro mi, że  tak to odbierasz… To znaczy, tak, to prawda, że rozmawiałem kilkakrotnie z Francescą, ale uwierz mi, niczego to między nami nie zmienia.
-Naprawdę? Bo jestem przekonana, że gdyby chciała do ciebie wrócić, to nie wahałbyś się ani sekundy czy mnie zostawić- odparła gorzko, mijając go i zabierając swoje rzeczy z szafki przy łóżku.
-Nikki- Złapał ją za ramiona, zmuszając ją do zatrzymania się na moment. –Oboje bardzo dużo przeszliśmy, i rozumiem, że ta sytuacja nie jest dla ciebie łatwa, ale musisz też spróbować postawić się w moim położeniu.
-Nic nie muszę, Simon. I powiem ci więcej, cieszyłam się, że cię spotkałam, że byłeś tym, który mnie tak dobrze rozumiał, ale wiem też, że życie to nie film. Nie myśl sobie, że wraz z twoim pojawieniem się, nagle zniknęły wszystkie moje problemy. Ludzie za często zapominają, że jedynymi osobami, które mogą nas uratować jesteśmy my sami. Więc tak, chcę ci powiedzieć, że wcale cię nie potrzebuję.
-Masz zamiar tak po prostu odejść? –Spojrzał jej prosto w oczy mając wrażenie, iż nie jest do końca pewna swoich słów.
-Szczerze? To, że cię nie potrzebuję wcale nie oznacza, że cię nie chcę. –Łzy potoczyły się po jej policzkach, na co mężczyzna ujął jej twarz w dłonie i starł je kciukami. –A poza tym… Zakochałam się w tobie i nic nie potrafię na to poradzić.

sobota, 2 listopada 2013

12



-Dlaczego mi to robisz?- wyszeptał Simon, stojąc przy oknie w hotelowym pokoju i obserwując ulice Paryża, które pomimo późnej pory wcale nie stawały się mniej zatłoczone niż w dzień.
-Jestem taka zagubiona. –Kobiecy głos po drugiej stronie był pełen rozpaczy, która powodowała ból serca. –Uświadomiłam sobie, że chyba podjęliśmy tę decyzję zbyt pochopnie.
-Mówisz tak, bo znowu jesteś sama i nie potrafisz tego znieść- skwitował, prowadząc ze sobą wewnętrzną walkę i przeczuwając, że jeśli się nie rozłączy, pożałuje tej rozmowy z byłą żoną.
-Skąd wiesz?- zdziwiła się.
-Wiem, przecież inaczej byś nie zadzwoniła.
-Po tym wszystkim wciąż jesteś jedyną osobą, z którą potrafię być w pełni szczera, więc proszę cię, nie odkładaj słuchawki.  
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, Fran. –Mimo wszystko cieszył się, że był akurat sam w pokoju. Nawet przed samym sobą nie chciał przyznać, że jej głos wciąż działał na niego tak samo, jak gdy byli razem.
-Więc dlaczego w ogóle odebrałeś telefon? –Od razu przeczuła, że szybko zacznie się łamać.
-Przestań tak robić, Fran. Nie możesz po prostu dzwonić do mnie po tym wszystkim, co zrobiłaś i liczyć, że pozwolę ci wrócić do mojego życia, które od wielu miesięcy próbuję jakoś pozbierać. Dokonałaś wyboru, bądź teraz konsekwentna.
-I nie ma w tobie nawet cienia wątpliwości, że może jednak podjęliśmy naszą decyzję zbyt pochopnie?
-Pragnę ci przypomnieć, że to ty postanowiłaś poszukać szczęścia z kimś innym, więc po co teraz wracasz? Nagle zrozumiałaś błąd? Cóż, chyba trzeba było pomyśleć o tym, zanim się wyprowadziłaś i złożyłaś pozew o rozwód.
-To był dla mnie bardzo trudny czas…
-A myślisz, że dla mnie nie? Widzisz, w tym tkwił cały problem, zawsze byłaś „ty”, a nie „my”.
-Teraz już wiem, dostałam swoją lekcję.
-Jeśli postanowiłaś zadzwonić, by mnie o tym poinformować, to przyjmuję informację do wiadomości, ale to niczego między nami nie zmieni.
-Simon…- Sposób, w jaki wypowiadała jego imię sprawił, że mężczyzna poczuł nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Tysiące razy myślał o tym, co by było gdyby pewnego dnia coś się zmieniło i była żona postanowiłaby do niego wrócić. Sądził, że jego odpowiedź byłaby oczywista, lecz teraz, gdy naprawdę się to działo, czuł się wewnętrznie rozdarty. Wciąż ją kochał, może inaczej niż kiedyś, ale na pewno nie słabiej. Głos po drugiej stronie to ciągle była jego Fran, z którą przez prawie 20 lat przechodził wszystkie wzloty i upadki. Wielokrotnie łapał się na tym, że nie pamiętał już jak wyglądało jego życie, zanim ją poznał; pojawiała się we wszystkich ważnych wspomnieniach. Ale czasami bywa tak, że osoba, za którą ktoś dałby się zastrzelić, jest tą, która trzyma palec na spuście. 
-Znamy się tak długo- kontynuowała, zupełnie jakby wiedziała, o czym mężczyzna rozmyślał. –Wiele się zmieniło, ale nie sposób wymazać z pamięci prawie całe życie z tobą, i nie wiem czy mogę jeszcze prosić o cokolwiek, lecz bardzo by mi zależało, żebyśmy się gdzieś spotkali i porozmawiali.
-Jestem w trasie- odparł chłodno.
-Wiem. Chodzi tylko o to, że przecież wciąż możemy być przyjaciółmi.
-Nie sądzę, Fran… Tak czy inaczej, muszę kończyć.  Cześć. –Nie poczekał nawet, aż kobieta się z nim pożegna.
Usiadł na brzegu łóżka i ukrył twarz w dłoniach. Był zaskoczony, że Francesca zadzwoniła, szczególnie teraz, gdy zaczął powoli przyzwyczajać się do życia bez niej.  I jeśli jej celem było zasianie w nim ziarna zwątpienia co do ich rozstania, to odniosła zwycięstwo.
-Hej, już jestem. –Drzwi do pokoju otworzyły się i Nikki weszła do środka, zrzucając po drodze buty, tym samym ratując Simona przed dłuższym myśleniem o rozmowie z byłą żoną.
-Gdzie byłaś?- zapytał, zerkając na nią przez ramię.
-Och, zasiedziałam się trochę- odparła, mocując się z zamkiem sukienki. –Pomożesz? –Podeszła do niego i uśmiechnęła się pod nosem, czując jego ciepłe dłonie na swoim ciele.
-Piłaś coś?
Zaśmiała się, otwierając walizkę w poszukiwaniu wygodniejszego ubrania.
-Najpierw miałam coś do załatwienia z Neilem, a później cała ekipa chciała mnie poznać, no i jakoś tak wyszło… Zaczęliśmy rozmawiać, w pewnym momencie ktoś wyciągnął alkohol i właśnie tak skończyłam - wyjaśniła. -Wiem, że mieliśmy wyjść razem na kolację, ale kompletnie straciłam przy nich poczucie czasu, przepraszam. Gniewasz się na mnie?
Weszła na łóżko i przytuliła się do jego pleców, opierając głowę na ramieniu.
-Nie, nie przejmuj się. –Pogładził ją po wierzchu dłoni.
-Naprawdę przepraszam- wyszeptała. –Po prostu już dawno nie czułam się tak świetnie w grupie ludzi i chciałam, żeby trwało to jak najdłużej.
-Rozumiem i cieszę się, że dobrze się bawiłaś- odparł.
-Więc o co chodzi? Bo widzę, że coś jest nie tak.
-Nic, tylko miałem za dużo czasu, by myśleć nad pewnymi rzeczami.
-Chyba wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć…
-Przeszłość mnie znowu dopada- wyjaśnił, a ona aż za dobrze wiedziała, co to oznaczało. –Zrób coś,  żebym o niej zapomniał. –Spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
Nikki ciężko westchnęła; nie miała pojęcia, w jaki sposób mu pomóc i im dłużej o tym myślała, tym mniej była przekonana, że on tego naprawdę chce.  Miała wrażenie, że ostatnią rzeczą, jakiej Simon pragnął, było całkowite odcięcie się od byłej żony, a skoro tak, to ona niewiele mogła zdziałać.
-Będzie dobrze, to tylko zły dzień. –Nie umiała wymyślić jakiejś sensownej odpowiedzi, więc jeszcze mocniej przywarła do jego pleców, wsłuchując się w ich oddechy.
-Wolę nawet nie myśleć, co bym bez ciebie zrobił- wyszeptał, wywołując delikatny uśmiech na twarzy Nikki.
-Obiecuję ci, że się nigdy nie przekonasz- odparła, zaczynając całować go po szyi. W końcu czyny mówią głośniej niż słowa…
Wsunęła dłonie pod brzeg jego koszulki, a on pomógł jej zdejmując ją z siebie.
-Odpręż się- wymruczała, masując jego nagie ramiona. –I nie myśl o niczym.
-Jeśli mam być szczery to twoje ręce sprawiają, że nie jestem w stanie przestać myśleć o pewnych rzeczach- zaśmiał się, gdy jej palce zaczęły wędrować w dół jego brzucha.
-Więc właśnie na nich powinniśmy się skupić- wyszeptała, wstając z łóżka by zgasić światło.
Może to był jedyny sposób…
*
-Nie, po prostu nie wierzę, że to się dzieje. –Wyraźnie zdenerwowana Marie spojrzała na ciemnowłosego mężczyznę i pokręciła przecząco głową. –Co ty tutaj w ogóle robisz? W głowie mi się to nie mieści.
-Musiałem się z tobą zobaczyć- odparł Alex, chcąc do niej podejść.
-Nie, wyjdź stąd natychmiast. –Jej ton był stanowczy, choć tak naprawdę cała drżała czekając tylko, aż ktoś, na przykład James, przyłapie ich razem. Nigdy by nie przypuszczała, że jej były chłopak postanowi złożyć jej wizytę podczas pobytu w Paryżu.
-Marie…
-Po co przyszedłeś?- Skrzyżowała ręce na piersi, próbując szybko wymyślić sposób na pozbycie się nieproszonego gościa.
-Przestałaś odbierać telefon, więc nie pozostawiłaś mi innej drogi, by dowiedzieć się, co u ciebie.
-A nie przyszło ci do głowy, że w ten sposób przekazuję ci, że nie mam ochoty na jakąkolwiek formę kontaktu z tobą?
-Gdy rozmawialiśmy po raz ostatni, dałaś mi do zrozumienia zupełnie coś innego.
-Alex, przypominam ci tylko, że jestem w ciąży, James mi się oświadczył i planujemy wkrótce ślub. Czuję się z nim szczęśliwa i nie mam zamiaru tego popsuć, a tym bardziej nie pozwolę, żebyś  ty to zrobił.  I to, że popełniłam błąd idąc z tobą do łóżka, niczego w tej sytuacji nie zmienia.  
-Więc teraz nazywasz to błędem?
-Tak. I gdybym mogła cofnąć czas, to dwa razy bym się zastanowiła, nim w ogóle bym się do ciebie odezwała.
-A ja sądzę, że postąpiłabyś dokładnie tak samo.
-To śmieszne, że zawsze sądzisz, iż znasz mnie lepiej niż ja samą siebie.
-Ja po prostu wiem co próbujesz zrobić.
-No to mnie oświeć!
-Wmawiasz sobie, że jesteś szczęśliwa z nadzieją, że w końcu zaczniesz w to wierzyć.
Marie już miała powiedzieć, jak bardzo jego teoria jest niedorzeczna, gdy otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł Simon.
-Chyba przyszedłem nie w porę. –Zdezorientowany przeniósł wzrok z Alexa na Marie, która po raz pierwszy była wdzięczna, że się pojawił. –Już sobie idę.
-Simon. –Popatrzyła na niego wymownie, mając nadzieję, że szybko zrozumie sytuację.
-Co tutaj robisz?- zwrócił się do Alexa.
-Przyszedłem rozmawiać z twoją znajomą i byłbym wdzięczny, gdybyś pozwolił nam kontynuować- odparł.
-Cóż, nie wydaje mi się, żeby Marie również wyrażała taką chęć.
-Już mu tłumaczyłam, że nie mam ochoty na rozmowę- potwierdziła.
Simon wzruszył ramionami.
-Z tego co wiem, tylko uprawnione osoby mogą tutaj przebywać, więc posłuchaj mojej dobrej rady i wyjdź stąd, zanim ktoś przyjdzie cię wyrzucić. –Mimo braku sympatii do Marie, mężczyzna postanowił, że pomoże jej chociażby ze względu na to, że była narzeczoną jego najlepszego przyjaciela.
-Grozisz mi?
-Nie, i lepiej by było, gdyby nie musiało do tego dojść. Marie nie życzy sobie, żebyś ją nachodził, więc naprawdę najlepiej będzie, jeśli zostawisz ją w spokoju.
-Dziwne, najwyraźniej ostatnimi czasy moja obecność nie przeszkadzała jej tylko w łóżku. –Uśmiechnął się triumfalnie, widząc reakcję rudowłosej, która nie mogła uwierzyć, że naprawdę powiedział przy Simonie o jej niewierności.
-Wychodzisz w tym momencie, albo gwarantuję ci, że tak cię załatwię…
-Zobaczymy kto tu kogo załatwi. Nie zapominaj, z kim masz do czynienia.
-Moja cierpliwość się skończyła.
Marie odwróciła wzrok, gdy Simon uderzył Alexa pięścią w twarz
-Jesteś skończony, rozumiesz?! –wykrzyczał rozmasowując sobie szczękę. –Wszyscy jesteście!- Zatrzasnął za sobą drzwi, lecz ten dźwięk wcale nie przyniósł kobiecie spodziewanej ulgi.
-Simon, nie wiem co bym zrobiła, gdybyś się nie pojawił. Dziękuję ci i przepraszam, w życiu bym nie przypuszczała, ze wydarzy się coś takiego- wyszeptała, nie mogąc zebrać myśli.
-Sam sobie na to zasłużył- odparł, przysuwając jej krzesło i prosząc, by usiadła. –A z tobą wszystko w porządku?
-Tak, wyprowadził mnie tylko z równowagi- odparła, instynktownie kładąc dłoń na brzuchu. –Naprawdę nie spodziewałam się, że Alex posunie się do czegoś takiego.
-Cóż, pewnie nie byłoby problemu, gdybyś trzymała się do niego z daleka. –Zmartwienie w jego głosie zniknęło natychmiast.
-Wiem, to wszystko moja wina.
-Dobrze, że chociaż zdajesz sobie z tego sprawę. Gdyby to Jimbo wszedł tutaj zamiast mnie… Przypuszczam, że wolałby nie słyszeć słów, które padły z ust twojego byłego.
-To nie do końca tak…
-Pytanie jest proste, zdradziłaś go wtedy czy nie?
-To był jeden jedyny raz i, wierz lub nie, bardzo tego żałuję. Ale błagam cię, nie mów o tym Jamesowi. Nie mogę go stracić, nie teraz. Zrobię wszystko, tylko mu nie mów. –W jej oczach zaszkliły się łzy.
-Ależ nie zamierzam, bo ty mu powiesz. –Odparł. –Albo i nie, sama zdecydujesz czy chcesz budować ten związek na kłamstwie. Pamiętaj tylko, że ja wiem i będę przyglądał się, jak wyrzuty sumienia w końcu sprawią, że się przyznasz, a mój przyjaciel przyzna, iż od zawsze miałem co do ciebie rację…

niedziela, 29 września 2013

11



-Więc bardziej wolałbyś, żeby to był chłopiec czy dziewczynka?- Marie siedziała na łóżku, przeczesując dłonią rude włosy Jamesa, który leżał przytulny do jej brzucha i delikatnie go gładził.
-Nie wiem- odparł, łaskocząc oddechem jej skórę.
-Oczywiście, że wiesz. W głębi serca każdy wie.
-Najważniejsze, żeby było zdrowe- wyszeptał, przesuwając opuszkami palców po coraz bardziej widocznym zaokrągleniu wciąż nie potrafiąc uwierzyć, że ta mała istota, której bijące serduszko widział kilka godzin wcześniej na USG, naprawdę tam była. Dopiero teraz, czekając na dziecko uświadomił sobie, jak wielka tragedia spotkała Simona; wcześniej wydawało mu się to zbyt abstrakcyjne, by w pełni zrozumieć, co musiał czuć i przez co przechodził ze swoją żoną aż trzykrotnie. Momentami miał nawet wyrzuty sumienia, mówiąc w jego obecności o ciąży Marie, i wiedząc ile przyjaciel by oddał, żeby zostać ojcem. Być świadkiem tego, jak cały jego świat walił się kawałek po kawałku, było najgorszą rzeczą, jaka ich spotkała. –A ty chciałabyś syna czy córkę?
-Ja wiem co się urodzi i jestem z tego bardzo zadowolona- odpowiedziała.
-Więc chyba możesz zdradzić mi tę tajemnicę.
-Nie. U lekarza stwierdziłeś, że chcesz mieć niespodziankę, więc zgodnie z życzeniem będziesz ją miał.
-Zmieniłem zdanie.
-Po prostu nie daje ci spokoju to, że ja wiem.
-Poniekąd tak- odparł. –Ale chciałbym też móc już wybrać kolor farby do pokoju i powoli zacząć wszystko planować, bo zaraz jedziemy w trasę i nie zostanie nam na to zbyt wiele czasu.
-Zawsze możesz wybrać jakiś neutralny kolor, niebieski i różowy to nie jedyne opcje.
-Marie…- Podniósł się i spojrzał na nią.
Zaśmiała się widząc, jak próbuje udawać obrażonego.
-Uwielbiam się z tobą drażnić.
-Nie zapominaj, że ja też mogę to zrobić- powiedział przysuwając się do niej, i zaczynając ją namiętnie całować, wplątał dłoń w jej włosy, by przyciągnąć ją jeszcze bliżej.
-Pozwól mi się przekonać- odparła prowokacyjnie, przygryzając wargę.
James uśmiechnął się pod nosem i ściągnął z niej koszulkę, pozostawiając ją jedynie w bieliźnie; przesunął wzrokiem po jej ciele aż natrafił na zielone oczy, które płonęły pożądaniem. Pochylił się nad nią i zaczął pieścić ustami jej piersi, krążył językiem po jej rozpalonej skórze. Jego dłoń powędrowała po jej biodrze i sunęła niżej, kreśląc niewidzialne ślady po wewnętrznej stronie uda; palce wsunęły się pod krawędź bielizny.
-James. –Jęknęła cicho. Wciąż pieścił przy tym jej piersi, przez co skumulowane doznania szybko prowadziły ją do finału. –Nie, nie przestawaj- wymruczała błagalnym tonem, gdy zastygł w bezruchu.
-Mówiłem, że też potrafię grać w tę grę- odparł, patrząc jej prosto w oczy.
-Proszę- wyszeptała, obejmując go za szyję i obdarowując namiętnym pocałunkiem. Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech zadowolenia, gdy ręka Marie powędrowała w dół jego brzucha.
Usłyszeli wibracje telefonu.
-To mój, zignoruj- odparła kobieta, przyciągając do siebie Jamesa i starając się nie zwracać uwagi na leżącą na stoliku komórkę z nadzieją, że on postąpi tak samo.
-Ktoś chyba tak łatwo się nie podda- stwierdził w końcu, gdy telefon rozdzwonił się ponownie.
-Pewnie nic ważnego.
-Nie sądzę. –Sięgnął w końcu po komórkę, popatrzył na wyświetlacz i po jego minie Marie już wiedziała, kto tak usilnie próbował się z nią skontaktować.
-Nie odbieraj- poprosiła, chcąc odebrać mu telefon.
Odrzucił połączenie.
-Masz mi coś do powiedzenia?- zapytał.
Spuściła wzrok, nie mając pojęcia, co powinna mu powiedzieć.
-Prosiłam, żeby przestał do mnie wydzwaniać, ale najwyraźniej to nie pomogło- wyjaśniła, odrobinę mijając się z prawdą.
-Sądziłem, że to zamknięty rozdział i nie ma go już w naszym życiu.
-Nie wierzysz mi?
-Wierzę. Chcę tylko wiedzieć, czy potrzebujesz mojej pomocy, czy sama to załatwisz.
-Dam sobie radę.- Wzięła od niego komórkę. –Ja i Alex to przeszłość. Obiecuję, że znajdę sposób, by mu to raz na zawsze uświadomić.
-Wolałbym, żebyście się nie kontaktowali.
-Czyli jednak mi nie wierzysz. Wyprowadziłam się do innego kraju, nie pracuję już w radiu, wszystko, żeby się od niego odciąć, a ciągle mam wrażenie, że dla ciebie to niewystarczające. Czego jeszcze ode mnie oczekujesz?
-Może daj mi w końcu poczuć, że nie muszę o ciebie bez przerwy walczyć- odparł i wyszedł z sypialni pozostawiając Marie z wrażeniem, że znowu wszystko zaczyna się psuć z jej winy.
*
-To zabawne, jak starają się przy nas powstrzymywać przed pokazywaniem, że coś między nimi jest- zwrócił się Ben do brata, obserwując siedzących nieopodal Simona i Nikki, gdy czekali na samolot do Paryża.
-Zabawne dla kogo?- zapytał sceptycznie James, który wciąż nie mógł oswoić się z myślą, że jego najlepszy przyjaciel sypia z córką jego kuzyna.
-Czemu jesteś do tego tak negatywnie nastawiony?
-Chyba znamy Si na tyle dobrze, że nie muszę wyjaśniać.
-Pozwólmy nacieszyć się mu tą chwilą, nawet jeśli za kilka miesięcy miałoby się to skończyć. Powiedz sam, kiedy ostatnio widziałeś go szczęśliwego? Zasługuje na to.
-Bardziej martwiłbym się o Nicole, ale najwyraźniej nie przekonała się jeszcze, jaki potrafi być Simon.
-Mam przeczucie, że sobie poradzi. Jest silna.
-Lepiej, żebyśmy nie musieli się przekonywać czy masz rację.
Ben zamilkł na chwilę, przenosząc wzrok na przyjaciela, który właśnie uśmiechał się do Nikki, prowadząc z nią ożywioną rozmowę. Miał szczerą nadzieję, że James się myli i Simon szybko zrozumie,  że przyszła pora, by oddzielić przeszłość grubą kreską.
-Myślisz, że już wie?- zapytał.
-O tym, że Francesca nie jest już z tamtym facetem?- James uniósł brew. –Nie sądzę. Gdyby wiedział, pewnie już dawno stałby pod jej drzwiami i prosił, by dali sobie jeszcze jedną szansę.
-Tak myślisz?
-Jestem tego bardziej niż pewien. Prawda jest taka, że Simon nie przestał jej kochać i nieprędko przestanie, jeśli w ogóle. Zostawiłby wszystko, żeby znowu z nią być, nieważne, że go zraniła.
-Nie ma się co dziwić, skoro spędzili razem tyle lat. –Ben wzruszył ramionami. –Ale może jednak dotrze do niego, że Francesca to nie jedyna kobieta, z którą potrafiłby ułożyć sobie życie.
-Wiesz, to mnie w nim najbardziej denerwuje. Na każdym kroku powtarza, że źle robię wracając po raz kolejny do Marie, a sam postąpiłby dokładnie tak samo. Naprawdę mam nadzieję, że Nicole skutecznie zajmie jego uwagę, bo inaczej nie wiem, jak będzie wyglądało nasze wspólne życie w trasie.
-Mówiliście coś o trasie?- Neil pojawił się obok braci, przeglądając plik z dokumentami.
-Tak, że jesteśmy bardzo podekscytowani- odparł James, przewracając oczami.
-To fantastycznie. –Zaczytany mężczyzna nie wyłapał ironii. –Za chwilę odprawa, także ostatni papieros i idziemy. Muszę dać jeszcze Nikki te papiery.
-Dobrze się wam współpracuje, co?- zagadnął Ben.
-O tak, jej pomoc wiele ułatwia. Zaproponowanie jej tego było naprawdę trafionym pomysłem, dzięki.
James spojrzał na brata, na którego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
-Mówiłem, że ktoś dodatkowy na pewno się przyda.
-Przynajmniej nie naraża nas na dodatkowe koszty, mogąc dzielić łóżko z Simonem- wtrącił kąśliwie James.
-Dla mnie nie jest tutaj jako jego dziewczyna, i to naprawdę nie moja sprawa, z kim będzie spać- odparł Neil i mężczyzna poczuł, ze najwyraźniej nikt nie podziela jego zdania.
*
-Jak dobrze, że ten lot był taki krótki- stwierdził Simon, zaciągając się papierosem. On i Nikki stali na parkingu, czekając aż zbierze się cała ekipa i będą mogli pojechać do hotelu.
-Co ty zrobisz, jak przyjdzie ci lecieć do Ameryki?- zaśmiała się. Podzielała zdanie mężczyzny co do długości lotu; nie chciała mu nic mówić, ale kiedy tylko weszła na pokład samolotu, powróciły wspomnienia wszystkich podróży z rodzicami i nie mogła powstrzymać się przed wyobrażaniem sobie, jak wyglądała ich ostatnia. Gdyby nie siedzący obok niej Simon, którego mogła cały czas trzymać za rękę, nie miała pojęcia czy dałaby radę to znieść.
-Chyba będę musiał obkleić się plastrami z nikotyną. –Obdarzył ją szerokim uśmiechem. –A tak naprawdę to pójdę spać z nadzieją, że obudzę się po ośmiu godzinach tuż przed lądowaniem.
-Genialny plan- stwierdziła, a on podszedł i przytulił ją do siebie nie zwracając uwago na to, kto ich zobaczy, zupełnie jakby czuł, że właśnie tego potrzebowała w tym momencie najbardziej.
-Nikki, wszystko w porządku?- zapytał, głaszcząc ją po włosach.
-Nie do końca- wyszeptała.
-Chciałabyś o tym teraz porozmawiać?
-Simon!- Usłyszeli, zanim zdążyła odpowiedzieć i odsunęli się od siebie, gdy podeszły do nich dwie dziewczyny.
-Mogłybyśmy zająć chwilkę?- zapytała jedna z nich, podczas gdy druga stanęła między nim a Nikki, która chcąc nie chcąc, musiała przesunąć się na bok.
-Jasne. Myślę, że mamy trochę czasu. –Uśmiechnął się do nich. –Przyjechałyście na jutrzejszy koncert?
-Tak, przyleciałyśmy dwie godziny temu z Polski.
-Specjalnie dla nas?- zapytał, w międzyczasie podpisując im płyty.
-Dla ulubionego zespołu wszystko- odparła dziewczyna.
-Dzięki, naprawdę to doceniam. –Uśmiech nie schodził z jego twarzy. –Tak przy okazji, gramy w Polsce jakoś w przyszłym miesiącu, prawda?- zerknął na Nikki, która skinęła potwierdzająco głową.  zerknął na Nikki, która skinęła potwierdzająco głową.
-Wiem, na pewno tam będziemy.
-Będę was wypatrywał. –Spojrzał na drugą dziewczynę i puścił do niej oczko, a Nikki widziała, że prawie ugięły się pod nią nogi.
-Możemy zrobić sobie  z tobą zdjęcia?
-Pewnie.
Blondynka skończyła palić papierosa, obserwując, jak dwie fanki z trudem próbują zachować powagę i nie zacząć piszczeć ze szczęścia, chociaż uważała, że całkiem nieźle sobie radzą. Gdyby ona spotkała swojego idola, pewnie nie potrafiłaby nawet się do niego odezwać i skończyłoby się na tym, że stałaby wpatrzona w niego jak w obrazek, uśmiechając się głupio. Tak miło było przyglądać się, jak komuś spełniają się marzenia, i jak niewiele potrzeba, by sprawić radość.
-A mogłabym cię przytulić?- zapytała dziewczyna, a w jej oczach pojawiły się łzy, gdy Simon się zgodził.
To, w jaki sposób traktował fanów sprawiało, że Nikki zaczęła uważać się jeszcze większą szczęściarą, że go ma. Naprawdę nieczęsto spotykało się ludzi, którym sława nie uderzyła do głowy, a ona mogła założyć się, że Simon dziesięć lat temu był dokładnie taki sam.
-Dzięki, że przyszłyście. Bawcie się dobrze.
-Dziękujemy za wszystko, do zobaczenia. –Pożegnały się, a jedna z dziewczyn zlustrowała Nikki, jakby zauważyła w końcu, że nie jest żoną Simona. Powiedziała coś koleżance, i odwróciły się jeszcze kilkukrotnie, idąc wzdłuż parkingu.
Mężczyzna zauważył to, przyciągnął do siebie Nikki i obdarzył pocałunkiem.
-Chciałeś dać im temat do plotek?- zaśmiała się, gdy pogładził ją po policzku.
-Nie. Rozwiewałem tylko ich wątpliwości…