Marie stała pod prysznicem, pozwalając by ciepła woda zmyła z niej resztki snu; wstała chwilę temu, a już była zmęczona i gdyby mogła, wróciłaby do łóżka. Czuła się tak nieprzerwanie od kilku tygodni, każdego dnia budząc się z nadzieją, że może tym razem będzie inaczej. Dobrze wiedziała, co było tego przyczyną. Położyła dłoń na brzuchu, cicho wzdychając. Czasami nachodziły ją wątpliwości czy dokonała słusznego wyboru postanawiając, że nie usunie ciąży. Nigdy nie planowała mieć dzieci: była pewna, że ich posiadanie nie uczyniłoby jej spełnioną kobietą, wręcz przeciwnie. Zdawała sobie sprawę z tego, iż nie nadawała się na matkę i zawsze otwarcie mówiła o tym Jamesowi, a on to akceptował. Teraz wszystko uległo zmianie. To nie tak, że nagle odezwał się w niej instynkt macierzyński, bo ta wizja wciąż napawała ją przerażeniem, ale dzięki temu, jak jej mężczyzna zareagował na wiadomość o ciąży miała nadzieję, że jakoś dadzą sobie radę. James był przy niej w każdym momencie, nawet gdy starała się odsunąć go od siebie, i wiedziała, że tylko dzięki temu nie zdecydowała się na aborcję. Udowadniał jej, jak bardzo mu na niej, czy może raczej na nich, zależy i momentami Marie miała wyrzuty sumienia, że nie potrafiła okazać mu tego samego, chociaż go kochała.
-Mam już wychodzić?- zapytała, widząc, że myjący zęby James cały czas obserwuje jej odbicie w lustrze.
-Jest jeszcze czas- odparł, uśmiechając się do niej.
Znał ten wyraz twarzy i bardzo go to niepokoiło. Popatrzył na jej sylwetkę; zmiany, które zachodziły w jej wyglądzie były jeszcze na tyle małe, że nie powiedziałby, iż jest w ciąży. Wiedział, że dziecko to ostatnia rzecz potrzebna im do szczęścia, ale z każdym dniem coraz bardziej oswajał się z tą myślą i coraz częściej wyobrażał sobie, jak będzie wyglądać ich życie z tym maleństwem.
Zdjął z siebie koszulkę i zsunął z bioder bokserki, dołączając do Marie.
-Teraz to już na pewno się spóźnimy- stwierdziła, przyciągając go do siebie i opierając głowę o jego klatkę piersiowa.
-Przestań się tak o wszystko martwić, skarbie. -Wziął ją pod brodę i delikatnie pocałował. -Wszystko będzie dobrze.
-Wiem, nie powinnam. -Uśmiechnęła się przepraszająco. -Zastanawiam się tylko, jak to sobie teraz poukładamy.
-Też o tym myślałem- przyznał. -Ale mamy jeszcze ponad pół roku, zanim pojawi się dziecko. To dużo czasu, Marie. Tak się składa, że akurat zdążymy skończyć zimową trasę po Europie, a jeśli zajdzie taka potrzeba, ktoś może zastąpić mnie na kilka koncertów. Ty jesteś teraz najważniejsza. -Znowu musnął jej usta, a ona zarzuciła mu ręce na szyję i pogłębiła pocałunek.
-Mam nadzieję, że będę mogła być z wami jak najdłużej. -Pogładziła go po zarośniętym policzku.
-A jak się dzisiaj czujesz?
-Średnio.
-Chyba wiem, co na to poradzić. -Uśmiechnął się, a ona zachichotała, gdy położył dłonie na jej pośladkach.
-James... -Pocałowała go. -Czytałam, że po trzecim miesiącu będzie już o wiele lepiej, oby to była prawda.
-Pamiętaj, że jeżeli nie masz ochoty, wcale nie musimy zostawać po koncercie na Ibizie.
-Chcę, bardzo. Trochę słońca dobrze nam zrobi.
-I nie tylko to...
Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, ciepła woda spływała po rozgrzanych ciałach. Wsunęła język pomiędzy jego rozchylone usta, gdy jedną dłonią masowała jego męstwo; James przymknął oczy i jęknął pod wpływem tego elektryzującego dotyku. Ostatnio bardzo mu tego brakowało. Oparł ją o ścianę i zaczął całować po szyi, pieszcząc przy tym jej piersi i schodząc ustami coraz niżej. Cieszył się, że w końcu była w nastroju i po kilku dniach bez seksu ona również bardzo tego chciała. Uklęknął przed nią, scałowując krople wody z jej brzucha; położyła nogę na jego ramieniu, a on przesunął językiem po wnętrzu jej uda i zanim dotarł do jej wnętrza, spojrzał jej w przepełnione pożądaniem oczy. Wplotła rękę w jego mokre włosy, przysuwając go do siebie. Nie mogła się powstrzymać i jęknęła głośno, jeszcze bardziej podniecając tym Jamesa. Widział, że była już blisko, a on marzył już tylko by poczuć jej ciepłe, wilgotne wnętrze. Wstał i chwycił jej twarz w dłonie, całując ją namiętnie. Marie oplotła nogami jego biodra, a on wszedł w nią i zaczął poruszać się rytmicznie, za każdym razem coraz szybciej, głębiej, mocniej. Przycisnął ją swoim ciałem do ściany, przytrzymując za uda. Ich oddechy stały się urywane, nie próbowali się już nawet hamować i być cicho.
-James! -Jęknęła, wbijając paznokcie w jego plecy. Doszła pierwsza; fala przyjemności rozlewała się po jej ciele, gdy w niej skończył. Patrzyli na siebie z szerokimi uśmiechami, oddychając ciężko. Nogi Marie wciąż drżały po tym cudownym orgazmie.
-Kocham cię tak bardzo- wyszeptał James, kładąc dłoń na jej brzuchu. -Będę kochał was...
*
-Idź do domu. -Ton Nikki był stanowczy, ale najwyraźniej nie wystarczająco, gdyż Simon wciąż stał obok niej, czekając aż otworzy drzwi.
-Impreza jeszcze się nie skończyła- odparł, uśmiechając się szeroko.
-Uważaj co robisz. -W ostatniej chwili powstrzymała go przed oparciem się o dzwonek. -James i Marie na pewno już śpią, zachowuj się cicho.
-To ja będę miał problemy, nie ty. -Wzruszył ramionami.
-Wolałabym nie musieć się o tym przekonywać. Wchodź.
Nikki była na niego zła za to, jak zachował się tej nocy w barze, kiedy zmusił ją do wyjścia widząc, że rozmawiała z jakimś chłopakiem. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby w tak bezpośredni sposób dał jej do zrozumienia, że coś jest na rzeczy, i dziewczyna nie miała pojęcia, jak się odnaleźć w tej nowej sytuacji. Od kiedy zaczęli spędzać se sobą czas, stając się praktycznie nierozłączni, Złapała się kilka razy na tym, że nie zawsze myśli o nim w czysto przyjacielskich kategoriach. Był atrakcyjnym mężczyzną, potrafił ją rozbawić i wiedziała, że może z nim szczerze o wszystkim porozmawiać, a do tego nie mogła zapomnieć, jak dobrze całował. Ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę z tego, że on nie myślał o niej w ten sposób, a przynajmniej tak było do teraz. Nikki nie umiała już powiedzieć czy tak bardzo zdenerwowało ją to, że Simon był o nią zazdrosny, czy po prostu przeraziło ją, co to oznaczało.
-Co ty robisz?- zapytała, kiedy weszli do pokoju, a on włączył jej laptopa.
-Potrzebujemy muzyki- wyjaśnił.
-Naprawdę chcesz, żeby Marie jeszcze bardziej cię znienawidziła- westchnęła. Był na tyle pijany, że jakakolwiek dyskusja nie odniosłaby skutku.
Poszła do łazienki przebrać się w koszulkę do spania i zmyć makijaż.
-Kładę się do łóżka- oznajmiła, wracając do pokoju. Przykryła się kołdrą i wtuliła głowę w poduszkę; po raz pierwszy obecność Simona była dla niej męcząca. -O, wybrałeś idealny zespół na imprezę- stwierdziła sarkastycznie, słysząc piosenkę Radiohead.
-Może już mi się odechciało zabawy- odparł, a Nikki po chwili poczuła, że położył się obok niej. Rozchyliła powieki i odwróciła się w jego stronę; zdjął z siebie koszulę i leżał na plecach, wpatrzony w sufit.
-Nie mogę zasnąć- powiedział po chwili.
-Simon, nie minęło nawet pięć minut od kiedy się położyłeś- zauważyła. -Nie oczekuj cudów.
Zamilkł. Muzyka wciąż grała cicho w tle, Thom Yorke śpiewał przepełnionym smutkiem głosem, a Nikki powtarzała w głowie słowa piosenek.
-Jutro wyjeżdżamy- westchnął ciężko.
-Wiem...- Dziewczyna starała się odsunąć od siebie myśl o tym, że przyjdzie jej spędzić najbliższy tydzień bez Simona.
-Tyle czasu bez ciebie, nie potrafię sobie tego wyobrazić- wyznał, kładąc się na boku tak, że jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko twarzy Nikki. -Od kiedy się poznaliśmy, nie było dnia, którego nie spędziłbym w twoim towarzystwie.
-To też wiem.
Położył dłoń na jej policzku, a ona wstrzymała oddech, ale zamiast spodziewanego pocałunku, oparł się tylko czołem o jej czoło.
-Nie masz pojęcia, jak będę tęsknił. Od rozstania z żoną, jedyną dobrą rzeczą jaka mi się przydarzyła, było spotkanie ciebie. Przy tobie zapominam o całym świecie- wyszeptał.
-Ja też- odparła. Był tak blisko, stanowczo za blisko by zebrać myśli, by odgonić wspomnienia tamtej nocy, gdy los skrzyżował ich ścieżki po raz pierwszy.
-Chciałbym tylko wiedzieć czy...- Spojrzał w jej ciemne oczy i zobaczył w nich odpowiedź na niedokończone pytanie. Delikatnie ją pocałował; uśmiechnęła się. Ich usta zetknęły się ponownie, języki wyszły sobie na spotkanie spomiędzy ich rozchylonych warg. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i nachyliła się nad nim, całując namiętnie. Objął ją w talii, jego dotyk działał na nią niesamowicie, czuła motyle w brzuchu, nie chciała, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła. Coś tak nieodpowiedniego jeszcze nigdy nie smakowało tak dobrze, ale wiedziała, że jest granica, której nie pozwoli mu przekroczyć, a przynajmniej nie tu i teraz.
Wsunął rękę pod jej luźną koszulkę i zaczął masować jej pierś nie przerywając pocałunków. Nikki chciała go powstrzymać kładąc swoja dłoń na jego, ale to było zbyt przyjemne, więc tylko przycisnęła ją mocniej do siebie. Nie miał pojęcia, ile razy wyobrażała sobie to, co właśnie stawało się rzeczywistością.
-Przestań- poprosiła, gdy chciał ją rozebrać.
-Coś nie tak?- zapytał zdezorientowany.
-Jesteśmy pijani, obudzimy się jutro i będziemy tego żałować. -Odwróciła się tyłem do niego i naciągnęła na siebie kołdrę.
Zamiast cokolwiek powiedzieć, przytulił się tylko do jej pleców. Gdyby tylko wiedziała, co robił myśląc o niej... Był zaskoczony tym, że sprawy tak się potoczyły, skoro dopiero co zawalił się jego cały świat, ale może właśnie chodziło o to, że ona mogła powiedzieć o sobie dokładnie to samo. Nie wiedział, kto komu bardziej w tym układzie pomagał, nie wiedział czy w ogóle mógł uważać, że pomaga jej w jakikolwiek sposób. Wolał nie myśleć, gdzie byłby teraz, jeśli nie pojawiłaby się w jego życiu. Oparł się na przedramieniu i wsunął dłoń pod brzeg jej bielizny, a ona pogładziła go po ręce, ale nie protestowała. Była taka ciepła, taka mokra; zaczął ją delikatnie pieścić. Obróciła głowę w jego stronę, wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła do siebie, obdarzając pocałunkiem. Nie myślała już o tym, że nie powinna mu na to pozwalać. Wsunął dwa palce w jej ciasne wnętrze, dobrze wiedział, jak ma ją dotykać. Nikki jęknęła cicho między pocałunkami i ponownie wpiła się w usta Simona.
"This is really happening", wyłapała słowa piosenki. To działo się naprawdę, jego palce krążyły w jej wnętrzu doprowadzając ją do orgazmu, musiała ukryć twarz w poduszce, by przytłumić głośny jęk rozkoszy.
-Simon- wyszeptała czując, że wciąż cała drży. Jej ręka powędrowała w dół jego brzucha, ale mężczyzna ją powstrzymał.
-Nie chcę żebyś żałowała- powiedział, zamykając ją w swoich ramionach i gładząc po blond włosach. -A teraz śpij...
czwartek, 29 sierpnia 2013
piątek, 23 sierpnia 2013
6
James przemierzał szpitalny korytarz czując, jak z każdym krokiem jego serce bije coraz szybciej. Nie miał powodów, by aż tak bardzo się niepokoić; skoro Marie była w stanie do niego zadzwonić i powiedzieć, że nie stało się jej nic poważnego, to powinien jej uwierzyć. Jednak on był realistą i wiedział, że jeśli zatrzymali ją w szpitalu, to coś było nie tak. Zazwyczaj nie zawracał sobie głowy takimi rozmyślaniami, ale w obliczu tego wydarzenia ciężko było się powstrzymać przed wyobrażaniem sobie, co by zrobił bez Marie. Nigdy nikomu tego nie powiedział, ale czuł, że była kobietą, z którą chciałby spędzić resztę życia. Może ich związek nie był idealny, lecz przy niej nauczył się, że prawdziwa miłość jest warta wielu poświęceń.
Wszedł na salę, na której leżała jego dziewczyna i nie potrafił uwierzyć w to, co zobaczył.
-Co on tutaj robi?- Zmarszczył brwi, mierząc Alexa wzrokiem.
-James. -Odsunął się od Marie, nad którą pochylał się sekundę wcześniej, poprawiając jej poduszkę.
-Dobrze, że już jesteś. -Kobieta uśmiechnęła się do swojego chłopaka, nie wiedząc jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
-Wydaje mi się jednak, że wybrałem nie najlepszy moment- odparł, zastanawiając się jak mógł zupełnie zapomnieć, że wyjazd Marie do Londynu wiązał się zawsze ze spotkaniem Alexa.
-On i tak już wychodził. -Spojrzała wymownie na bruneta.
-No właśnie- potwierdził. -Wpadnę jeszcze później, Marie.
-Nie zawracaj sobie głowy, to nie będzie konieczne- stwierdził James sztucznie przyjaznym tonem.
-Dlaczego się tak zachowałeś?- zapytała z dezaprobatą, gdy zamknęły się drzwi za Alexem.
-Chyba masz mi wiele do wyjaśnienia. -Skrzyżował ręce na piersi.
-James, sceny zazdrości są w tym momencie ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, naprawdę.
-Chcę tylko, żebyś mi wytłumaczyła, co robił przy tobie Alex.
-Wyświadczał mi przysługę i odwoził na lotnisko, kiedy w jego samochód wpakował się tamten facet, więc nie wiem jak ty, ale ja uważam, że to dobry powód, by przebywać w szpitalu.
-Nie mogłaś wziąć taksówki?
-To mój kolega, chyba miałam prawo skorzystać z tego, że był na tyle miły, żeby mnie podwieźć.
-Może był również na tyle uprzejmy, że pozwolił ci spać w swoim łóżku, co?
-Czy ty słyszysz, co mówisz? Naprawdę myślisz, że mogłabym cię zdradzić?
-Cóż, biorąc pod uwagę to, że gdy rozstaliśmy się ostatnim razem, szukałaś pocieszenia w jego ramionach, to sama możesz sobie odpowiedzieć na to pytanie.
-Nie porównuj tych dwóch sytuacji, to jest niedorzeczne.
-Tak sądzisz? To wyobraź sobie teraz, że role by się odwróciły i zobaczyłabyś mnie tu z byłą. Mogę się założyć, że rzuciłabyś mnie zanim zdążyłbym nawet wypowiedzieć twoje imię.
-James...- Ukryła twarz w dłoniach zrozumiawszy, że miał rację. Nie chciała nawet myśleć co by było, gdyby dowiedział się, do czego doszło zeszłej nocy.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałem, że stało ci się coś poważnego. Kocham cię, ale wszystko ma swoje granice...
-Ostatnio tak dużo się zmieniło- wyszeptała, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
-Dzień dobry. -Zanim James zdążył powiedzieć Marie coś, czego być może by później żałował,na salę weszła młoda lekarka. -Mam już pani wyniki.
-O, to świetnie.
-A pan jest kimś z rodziny? Mężem?- Zwróciła się do Jamesa.
-Tak- odparła Marie. -Proszę przy nim mówić.
-Dobrze. Chciałam tylko poinformować, że badania wyszły prawidłowo. Miała pani sporo szczęścia.
-Więc nie muszę zostawać w szpitalu?
-Jeśli chodzi o tę kwestię, to chciałabym zatrzymać panią jeszcze na jeden dzień i upewnić się, że wszystko jest w porządku.
-Dlaczego? Przecież przed chwilą powiedziała pani, że nie ma się o co martwić.
-Tak, ale...- Zerknęła na Jamesa. -Jest pani w ciąży.
*
-Czyli nic poważnego się jej nie stało? Czekaj, Ben jest tu ze mną, dam na głośnomówiący. -Do Simona w końcu zadzwonił James, uspokajając oczekujących na jakiekolwiek informacje przyjaciół.
-Na szczęście wyszła z tego cało- potwierdził.
-Kiedy ją wypiszą?- zapytał Ben.
-Na pewno nie dzisiaj, ponieważ... Siedzicie?
-Tak- odparli, patrząc na siebie pytająco.
-Okazało się, że Marie jest w ciąży- oznajmił, mogąc sobie tylko wyobrazić ich zaskoczone miny.
-Jezu, nie mogliście pomyśleć o zabezpieczeniu?!
-Daj spokój, Si. -Ben obdarzył go nieprzychylnym spojrzeniem. -I co zamierzacie teraz zrobić?
-Nie mam pojęcia, dobrze wiecie, że tego nie planowaliśmy. Jakoś ciężko mi to sobie w ogóle uzmysłowić, ale jeśli to zależałoby tylko ode mnie, to chciałbym mieć dziecko.
-A Marie?
-No właśnie tutaj będzie gorzej, ale nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. W sumie tak to się złożyło, że się pokłóciliśmy i nie wiem jak teraz wybrnąć z tej sytuacji.
-To nic nowego- stwierdził Simon. -O co poszło tym razem?
-Pamiętacie Alexa? Tego gościa z radia, z którym kiedyś pracowała?
-Z którym była, kiedy zerwaliście?- wtrącił kąśliwie.
-Nie pomagasz- Ben po raz kolejny go upomniał.
-Zostaw go, ma rację- przyznał niechętnie. -W każdym razie, kiedy wszedłem do szpitala, zastałem go przy jej łóżku i nie wiem czemu, ale miałem nieodparte wrażenie, że coś między nimi dalej jest.
-Może to nie było tylko wrażenie...- wymruczał pod nosem Simon.
-Wyjaśniła ci to chociaż?
-Tak, oczywiście. Powiedziała, że odwoził ją na lotnisko, ale skoro mieszka w Londynie, to nie rozumiem po co fatygował się, by jechać po nią do hotelu.
-Myślisz, że spędziła u niego noc?
-Nie. Nie wiem. Słuchajcie, muszę już kończyć. -Nagle poczuł się źle, posądzając Marie o zdradę. -Prawdopodobnie wrócimy jutro wieczorem, ale dam wam jeszcze znać.
-Okej, trzymajcie się. -Simon zakończył rozmowę i popatrzył na Bena. -Tego się nie spodziewałem. Potrafisz wyobrazić sobie ich jako rodziców? Przecież oni się pozabijają, zanim w ogóle to dziecko się urodzi.
-Zobaczymy. -Wzruszył ramionami, wchodząc do salonu, w którym jego żona i Nikki rozmawiały o czymś entuzjastycznie.
-I co?- Louise spojrzała na mężczyzn, chcąc już usłyszeć czego się dowiedzieli.
-Na szczęści wszystko w porządku, wrócą jutro- wyjaśnił.
-To dobrze, jeszcze tego by brakowało, żeby Marie się coś stało.
-Już tak późno? -Simon wiedział, że jeśli Ben wspomni o tym, że jego brat ma zostać ojcem, radości nie będzie końca, a on tego nie zniesie. -Chyba będę się zbierał. Mogę po drodze odwieźć Nicole.
-Ale skoro wujek wyjechał, to nie mam kluczy do jego mieszkania- odparła.
-Zostań u nas- zaproponowała Louise.
-Właściwie to mam w samochodzie zapasowe klucze do Jimbo, więc to rozwiązuje problem- odparł szybko Simon. Czuł potrzebę porozmawiania z Nikki na osobności.
-To fantastycznie. -Dziewczyna uśmiechnęła się. Nie miała pojęcia czy Simon faktycznie miał te klucze, ale była pewna, że bez niej by nie wyszedł...
*
-Znalazłem też wino. -Simon przysiadł się do czekającej na niego w salonie Nikki, która zdążyła w międzyczasie zrobić popcorn.
-Czuję się, jak nastolatka, która wykorzystuje fakt, że rodziców nie ma na noc w domu i zaprasza do siebie chłopaka- powiedziała, sięgając po pilota i skacząc z kanału na kanał w poszukiwaniu jakiegoś filmu.
Zapewniała Simona, że naprawdę nie musi z nią zostawać, ale on najwyraźniej bardzo tego chciał i dziewczyna nie ukrywała, iż w pewnym sensie bardzo się z tego cieszy.
-Z chłopakiem raczej nie siedziałabyś przed telewizorem- zauważył, próbując otworzyć butelkę.
-Nie sądzisz, że to nieładnie brać cudze rzeczy bez pytania?- zmieniła temat.
-A na co im to wino? Marie jest w ciąży, a gdyby James chciał się upić z rozpaczy, pewnie wybrałby coś mocniejszego. Poza tym, nie martw się. Jak coś, biorę to na siebie.
-W porządku. -Podał jej butelkę, a ona jemu miskę z popcornem. -To był dziwny dzień, prawda?
-O tak- przyznał. -Już dawno nic mnie tak nie zaskoczyło.
-Nie wiem czemu, ale odniosłam wrażenie, że przejąłeś się tym bardziej, niż to okazywałeś. -Przeniosła wzrok na telewizor, gdy zauważyła, jak z twarzy Simona znika uśmiech.
-Ta sytuacja przypomina mi o... czymś. Ale nie chciałbym, żeby kolejny wieczór zleciał nam na opowiadaniu o najgorszych wydarzeniach z naszego życia.
-Przynajmniej wiemy, że to nam dobrze wychodzi. -Wzruszyła ramionami. -Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
-Chcę. Po prostu, w wielkim skrócie, główną przyczyną mojego rozwodu było to, że dwa lata temu Francesca poroniła trzy razy i od tej pory nie potrafiliśmy się pozbierać. Bardzo chcieliśmy mieć dzieci, ale w końcu zrozumiałem, że nasze starania przynoszą jedynie ból i rozczarowanie; ona miała inne zdanie na ten temat. Nie widziała, że cierpiałem tak samo, jak ona, z tym, że ja traciłem jeszcze ją...
Nikki popatrzyła na Simona; jego oczy były przepełnione smutkiem i zamiast cokolwiek powiedzieć, przytuliła go do siebie mocno. Odetchnęła, gdy poczuła jego ramiona oplatające jej plecy.
-Była moją pierwszą i jedyną miłością, spędziliśmy razem prawie dwadzieścia lat. Czuję się, jakbym stracił część siebie, której nie będę w stanie odzyskać.
-Więc myślisz, że już się nigdy nie zakochasz?
-Nie wiem czy bym potrafił.
-Jeśli nie dasz sobie szansy, to nigdy się nie przekonasz. -Obdarzyła go ciepłym uśmiechem. -Och, zabrzmiało tandetnie.
-A ty byłaś kiedyś zakochana?- zapytał.
-Raz- odparła, uśmiechając się jeszcze promienniej. -Poznałam go, kiedy byliśmy w Australii i od początku zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w końcu wyjadę. Na szczęście był taki jak ja, umiał żyć z dnia na dzień. Teraz widzę, że to była pierwsza miłość, o jakiej można tylko marzyć. Wiem, że to nie to samo co być z kimś przez pół swojego życia, ale..
-Ale masz dziesięć lat mniej ode mnie, a byliśmy zakochani tyle samo razy.- Zaśmiał się, całkowicie zmieniając atmosferę tej rozmowy.
Nikki nalała wina do szklanek, a Simon wybrał w końcu film, który zaczęli oglądać w ciszy, chociaż żadne z nich nie mogło się na niczym skupić, wciąż rozmyślając o tym, czego się dzisiaj o sobie dowiedzieli.
-Tak bardzo nie chce mi się wracać do domu- wyznał mężczyzna, gdy na telewizorze pojawiły się napisy końcowe.
-Nikt cię nie wygania, zostań do jutra i spraw Marie miłą niespodziankę. Jestem pewna, ze twój widok by ją ucieszył.
-Bardzo zabawne.
-Dla wujka James to musi być bardzo niezręczne, że jego dziewczyna i najlepszy przyjaciel tak się nienawidzą- stwierdziła.
-Po pierwsze, nie mów tak na niego, bo czuję się stary. A po drugie, to nie tak.
-Więc jak?- Nikki od początku chciała się dowiedzieć, jaki jest powód takiej niechęci Simona do Marie.
-Oni ciągle się rozstają po czym do siebie wracają, i ja rozumiem, że Jimbo ją kocha, ale moim zdaniem zasługuje na kogoś lepszego. Za dużo razy widziałem, jak przez nią był nieszczęśliwy, a chcę dla przyjaciół jak najlepiej, więc lepiej by było, gdyby definitywnie zerwali.
-Cóż, skoro będą mieli dziecko, to chyba się na to nie zanosi- stwierdziła.
-I tego się właśnie obawiam...
Wszedł na salę, na której leżała jego dziewczyna i nie potrafił uwierzyć w to, co zobaczył.
-Co on tutaj robi?- Zmarszczył brwi, mierząc Alexa wzrokiem.
-James. -Odsunął się od Marie, nad którą pochylał się sekundę wcześniej, poprawiając jej poduszkę.
-Dobrze, że już jesteś. -Kobieta uśmiechnęła się do swojego chłopaka, nie wiedząc jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
-Wydaje mi się jednak, że wybrałem nie najlepszy moment- odparł, zastanawiając się jak mógł zupełnie zapomnieć, że wyjazd Marie do Londynu wiązał się zawsze ze spotkaniem Alexa.
-On i tak już wychodził. -Spojrzała wymownie na bruneta.
-No właśnie- potwierdził. -Wpadnę jeszcze później, Marie.
-Nie zawracaj sobie głowy, to nie będzie konieczne- stwierdził James sztucznie przyjaznym tonem.
-Dlaczego się tak zachowałeś?- zapytała z dezaprobatą, gdy zamknęły się drzwi za Alexem.
-Chyba masz mi wiele do wyjaśnienia. -Skrzyżował ręce na piersi.
-James, sceny zazdrości są w tym momencie ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, naprawdę.
-Chcę tylko, żebyś mi wytłumaczyła, co robił przy tobie Alex.
-Wyświadczał mi przysługę i odwoził na lotnisko, kiedy w jego samochód wpakował się tamten facet, więc nie wiem jak ty, ale ja uważam, że to dobry powód, by przebywać w szpitalu.
-Nie mogłaś wziąć taksówki?
-To mój kolega, chyba miałam prawo skorzystać z tego, że był na tyle miły, żeby mnie podwieźć.
-Może był również na tyle uprzejmy, że pozwolił ci spać w swoim łóżku, co?
-Czy ty słyszysz, co mówisz? Naprawdę myślisz, że mogłabym cię zdradzić?
-Cóż, biorąc pod uwagę to, że gdy rozstaliśmy się ostatnim razem, szukałaś pocieszenia w jego ramionach, to sama możesz sobie odpowiedzieć na to pytanie.
-Nie porównuj tych dwóch sytuacji, to jest niedorzeczne.
-Tak sądzisz? To wyobraź sobie teraz, że role by się odwróciły i zobaczyłabyś mnie tu z byłą. Mogę się założyć, że rzuciłabyś mnie zanim zdążyłbym nawet wypowiedzieć twoje imię.
-James...- Ukryła twarz w dłoniach zrozumiawszy, że miał rację. Nie chciała nawet myśleć co by było, gdyby dowiedział się, do czego doszło zeszłej nocy.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałem, że stało ci się coś poważnego. Kocham cię, ale wszystko ma swoje granice...
-Ostatnio tak dużo się zmieniło- wyszeptała, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
-Dzień dobry. -Zanim James zdążył powiedzieć Marie coś, czego być może by później żałował,na salę weszła młoda lekarka. -Mam już pani wyniki.
-O, to świetnie.
-A pan jest kimś z rodziny? Mężem?- Zwróciła się do Jamesa.
-Tak- odparła Marie. -Proszę przy nim mówić.
-Dobrze. Chciałam tylko poinformować, że badania wyszły prawidłowo. Miała pani sporo szczęścia.
-Więc nie muszę zostawać w szpitalu?
-Jeśli chodzi o tę kwestię, to chciałabym zatrzymać panią jeszcze na jeden dzień i upewnić się, że wszystko jest w porządku.
-Dlaczego? Przecież przed chwilą powiedziała pani, że nie ma się o co martwić.
-Tak, ale...- Zerknęła na Jamesa. -Jest pani w ciąży.
*
-Czyli nic poważnego się jej nie stało? Czekaj, Ben jest tu ze mną, dam na głośnomówiący. -Do Simona w końcu zadzwonił James, uspokajając oczekujących na jakiekolwiek informacje przyjaciół.
-Na szczęście wyszła z tego cało- potwierdził.
-Kiedy ją wypiszą?- zapytał Ben.
-Na pewno nie dzisiaj, ponieważ... Siedzicie?
-Tak- odparli, patrząc na siebie pytająco.
-Okazało się, że Marie jest w ciąży- oznajmił, mogąc sobie tylko wyobrazić ich zaskoczone miny.
-Jezu, nie mogliście pomyśleć o zabezpieczeniu?!
-Daj spokój, Si. -Ben obdarzył go nieprzychylnym spojrzeniem. -I co zamierzacie teraz zrobić?
-Nie mam pojęcia, dobrze wiecie, że tego nie planowaliśmy. Jakoś ciężko mi to sobie w ogóle uzmysłowić, ale jeśli to zależałoby tylko ode mnie, to chciałbym mieć dziecko.
-A Marie?
-No właśnie tutaj będzie gorzej, ale nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. W sumie tak to się złożyło, że się pokłóciliśmy i nie wiem jak teraz wybrnąć z tej sytuacji.
-To nic nowego- stwierdził Simon. -O co poszło tym razem?
-Pamiętacie Alexa? Tego gościa z radia, z którym kiedyś pracowała?
-Z którym była, kiedy zerwaliście?- wtrącił kąśliwie.
-Nie pomagasz- Ben po raz kolejny go upomniał.
-Zostaw go, ma rację- przyznał niechętnie. -W każdym razie, kiedy wszedłem do szpitala, zastałem go przy jej łóżku i nie wiem czemu, ale miałem nieodparte wrażenie, że coś między nimi dalej jest.
-Może to nie było tylko wrażenie...- wymruczał pod nosem Simon.
-Wyjaśniła ci to chociaż?
-Tak, oczywiście. Powiedziała, że odwoził ją na lotnisko, ale skoro mieszka w Londynie, to nie rozumiem po co fatygował się, by jechać po nią do hotelu.
-Myślisz, że spędziła u niego noc?
-Nie. Nie wiem. Słuchajcie, muszę już kończyć. -Nagle poczuł się źle, posądzając Marie o zdradę. -Prawdopodobnie wrócimy jutro wieczorem, ale dam wam jeszcze znać.
-Okej, trzymajcie się. -Simon zakończył rozmowę i popatrzył na Bena. -Tego się nie spodziewałem. Potrafisz wyobrazić sobie ich jako rodziców? Przecież oni się pozabijają, zanim w ogóle to dziecko się urodzi.
-Zobaczymy. -Wzruszył ramionami, wchodząc do salonu, w którym jego żona i Nikki rozmawiały o czymś entuzjastycznie.
-I co?- Louise spojrzała na mężczyzn, chcąc już usłyszeć czego się dowiedzieli.
-Na szczęści wszystko w porządku, wrócą jutro- wyjaśnił.
-To dobrze, jeszcze tego by brakowało, żeby Marie się coś stało.
-Już tak późno? -Simon wiedział, że jeśli Ben wspomni o tym, że jego brat ma zostać ojcem, radości nie będzie końca, a on tego nie zniesie. -Chyba będę się zbierał. Mogę po drodze odwieźć Nicole.
-Ale skoro wujek wyjechał, to nie mam kluczy do jego mieszkania- odparła.
-Zostań u nas- zaproponowała Louise.
-Właściwie to mam w samochodzie zapasowe klucze do Jimbo, więc to rozwiązuje problem- odparł szybko Simon. Czuł potrzebę porozmawiania z Nikki na osobności.
-To fantastycznie. -Dziewczyna uśmiechnęła się. Nie miała pojęcia czy Simon faktycznie miał te klucze, ale była pewna, że bez niej by nie wyszedł...
*
-Znalazłem też wino. -Simon przysiadł się do czekającej na niego w salonie Nikki, która zdążyła w międzyczasie zrobić popcorn.
-Czuję się, jak nastolatka, która wykorzystuje fakt, że rodziców nie ma na noc w domu i zaprasza do siebie chłopaka- powiedziała, sięgając po pilota i skacząc z kanału na kanał w poszukiwaniu jakiegoś filmu.
Zapewniała Simona, że naprawdę nie musi z nią zostawać, ale on najwyraźniej bardzo tego chciał i dziewczyna nie ukrywała, iż w pewnym sensie bardzo się z tego cieszy.
-Z chłopakiem raczej nie siedziałabyś przed telewizorem- zauważył, próbując otworzyć butelkę.
-Nie sądzisz, że to nieładnie brać cudze rzeczy bez pytania?- zmieniła temat.
-A na co im to wino? Marie jest w ciąży, a gdyby James chciał się upić z rozpaczy, pewnie wybrałby coś mocniejszego. Poza tym, nie martw się. Jak coś, biorę to na siebie.
-W porządku. -Podał jej butelkę, a ona jemu miskę z popcornem. -To był dziwny dzień, prawda?
-O tak- przyznał. -Już dawno nic mnie tak nie zaskoczyło.
-Nie wiem czemu, ale odniosłam wrażenie, że przejąłeś się tym bardziej, niż to okazywałeś. -Przeniosła wzrok na telewizor, gdy zauważyła, jak z twarzy Simona znika uśmiech.
-Ta sytuacja przypomina mi o... czymś. Ale nie chciałbym, żeby kolejny wieczór zleciał nam na opowiadaniu o najgorszych wydarzeniach z naszego życia.
-Przynajmniej wiemy, że to nam dobrze wychodzi. -Wzruszyła ramionami. -Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
-Chcę. Po prostu, w wielkim skrócie, główną przyczyną mojego rozwodu było to, że dwa lata temu Francesca poroniła trzy razy i od tej pory nie potrafiliśmy się pozbierać. Bardzo chcieliśmy mieć dzieci, ale w końcu zrozumiałem, że nasze starania przynoszą jedynie ból i rozczarowanie; ona miała inne zdanie na ten temat. Nie widziała, że cierpiałem tak samo, jak ona, z tym, że ja traciłem jeszcze ją...
Nikki popatrzyła na Simona; jego oczy były przepełnione smutkiem i zamiast cokolwiek powiedzieć, przytuliła go do siebie mocno. Odetchnęła, gdy poczuła jego ramiona oplatające jej plecy.
-Była moją pierwszą i jedyną miłością, spędziliśmy razem prawie dwadzieścia lat. Czuję się, jakbym stracił część siebie, której nie będę w stanie odzyskać.
-Więc myślisz, że już się nigdy nie zakochasz?
-Nie wiem czy bym potrafił.
-Jeśli nie dasz sobie szansy, to nigdy się nie przekonasz. -Obdarzyła go ciepłym uśmiechem. -Och, zabrzmiało tandetnie.
-A ty byłaś kiedyś zakochana?- zapytał.
-Raz- odparła, uśmiechając się jeszcze promienniej. -Poznałam go, kiedy byliśmy w Australii i od początku zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w końcu wyjadę. Na szczęście był taki jak ja, umiał żyć z dnia na dzień. Teraz widzę, że to była pierwsza miłość, o jakiej można tylko marzyć. Wiem, że to nie to samo co być z kimś przez pół swojego życia, ale..
-Ale masz dziesięć lat mniej ode mnie, a byliśmy zakochani tyle samo razy.- Zaśmiał się, całkowicie zmieniając atmosferę tej rozmowy.
Nikki nalała wina do szklanek, a Simon wybrał w końcu film, który zaczęli oglądać w ciszy, chociaż żadne z nich nie mogło się na niczym skupić, wciąż rozmyślając o tym, czego się dzisiaj o sobie dowiedzieli.
-Tak bardzo nie chce mi się wracać do domu- wyznał mężczyzna, gdy na telewizorze pojawiły się napisy końcowe.
-Nikt cię nie wygania, zostań do jutra i spraw Marie miłą niespodziankę. Jestem pewna, ze twój widok by ją ucieszył.
-Bardzo zabawne.
-Dla wujka James to musi być bardzo niezręczne, że jego dziewczyna i najlepszy przyjaciel tak się nienawidzą- stwierdziła.
-Po pierwsze, nie mów tak na niego, bo czuję się stary. A po drugie, to nie tak.
-Więc jak?- Nikki od początku chciała się dowiedzieć, jaki jest powód takiej niechęci Simona do Marie.
-Oni ciągle się rozstają po czym do siebie wracają, i ja rozumiem, że Jimbo ją kocha, ale moim zdaniem zasługuje na kogoś lepszego. Za dużo razy widziałem, jak przez nią był nieszczęśliwy, a chcę dla przyjaciół jak najlepiej, więc lepiej by było, gdyby definitywnie zerwali.
-Cóż, skoro będą mieli dziecko, to chyba się na to nie zanosi- stwierdziła.
-I tego się właśnie obawiam...
niedziela, 18 sierpnia 2013
5
-Nigdy w życiu nie przeszło mi przez myśl, że w wieku dwudziestu dwóch lat zostanę na tym świecie sama. -Nikki westchnęła, upijając kolejny łyk wina i podając butelkę siedzącemu obok niej Simonowi. Już prawie świtało, a oni wpatrywali się w niespokojne morze, czekając aż pierwsze promienie słońca pojawią się na horyzoncie. -Czasami wydaje mi się, że lepiej by było, gdybym zginęła wtedy z nimi -wyznała, otulając się kurtką, którą jej pożyczył.
-Nie mów tak. -Spojrzał na nią, przesypującą sobie piasek z dłoni do dłoni. Był zaskoczony, że ta noc, którą spędzili bawiąc się we wszystkich lokalach w okolicy, kończyła się w takim miejscu i takimi tematami.
-Straciłam całą moją rodzinę, Simon. Nie mam gdzie mieszkać, nie mam za co się utrzymać, wszystko, co mogło pójść źle, poszło źle.
-Przynajmniej żyjesz. -Czuł, że Nikki była jeszcze za młoda, by zrozumieć i docenić pewne rzeczy, i nie było sensu przekonywać ją na siłę, że najlepsze jeszcze przed nią.
-Tylko po to, żeby każdego dnia przypomnieć sobie, że to wszystko moja wina. -W jej głosie dało się słyszeć wiele gniewu, a im dłużej Simon z nią przebywał, tym wyraźniej widział siebie sprzed kilku lat, gdy czuł dokładnie to samo. I wiedział, że nie może pozwolić jej skończyć jak on.
-Dlaczego tak uważasz?- zapytał ostrożnie, mając nadzieję, że nie przekroczy granicy.
-Bo takie są fakty- odparła szorstko. -Nie wierzę, że nie pytałeś o to Jamesa ani Bena.
-Nie wdawałem się w szczegóły-przyznał zgodnie z prawdą. -Ale nie czuj się zobowiązana mi o tym opowiadać.
-Na twoim miejscu bym się skupiła, bo to będzie pierwszy i ostatni raz. I zostanie to między nami.
Simon skinął głową na znak, że zrozumiał.
-Ja, moi rodzice i brat od zawsze żyliśmy na walizkach, przeprowadzając się przeciętnie raz w miesiącu, a pół roku w Australii było naszym rekordowym czasem przebywania w jednym miejscu, co pewnie wyjaśnia dlaczego teraz zostałam zupełnie sama. Szybko nauczyłam się nie przywiązywać do ludzi, skoro wiedziałam, że zaraz wyląduję na drugim końcu świata, ale to nie było takie trudne, jak się wydaje. Szczerze to lubiłam i wydawało mi się, że nie dałabym rady przestawić się na inny tryb życia. A teraz muszę, bo byłam skończoną idiotką i jedną decyzją sprawiłam, że zginęli wszyscy moi bliscy. -Zrobiła pauzę; Simon bał się sprawdzić czy w jej oczach pojawiły się już łzy. Chciał usłyszeć tę historię, chciał, żeby ona sama mu ją opowiedziała, i żeby mógł jeszcze bardziej utwierdzić się w przekonaniu, że ona go zrozumie.
-To był pierwszy raz od prawie 4 lat, gdy z nimi nie pojechałam- kontynuowała. -Byliśmy dłuższą chwilę w Szkocji i poznałam kogoś, więc nie do końca miałam ochotę na podróże. Powiedziałam, że źle się czuję i odpuszczam sobie ten jeden wyjazd. No i polecieli beze mnie, a po weekendzie dostałam wiadomość, że wrócą wcześnie ze względu na mnie i, jak się pewnie domyślasz, nigdy nie dotarli do domu... Więc nie próbuj mi nigdy wmówić, że to nie była moja wina, bo nie ma takiej chwili, żebym nie zastanawiała się, co by było, gdyby.
-Przykro mi- wyszeptał Simon, chociaż wiedział, że żadne słowa nie będą odpowiednie.
-Najgorsze jest to, że nikt nie ma pojęcia, jak było naprawdę. Gdy ci wszyscy obcy ludzie składali mi na pogrzebie kondolencje, miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz, że są tu przeze mnie. Ale teraz mam tylko nadzieję, że z czasem będzie łatwiej.
-Nie będzie- odparł. -Minęło już prawie dziesięć lat od kiedy odeszła moja mama; byliśmy wtedy w trasie i nie zdążyłem się z nią nawet pożegnać. Uwierz mi, w tej kwestii nigdy nie będzie łatwiej. Oczywiście, że w pewnym momencie złapiesz się na tym, że już o nich tak często nie myślisz, ale gdy już zaczniesz, wspomnienia wrócą z taką samą siłą, jak w dniu, gdy dowiedziałaś się o ich śmierci.
-Ha, dzięki za pocieszenie. -Sięgnęła po butelkę, którą Simon wciąż trzymał w dłoniach i wypiła resztę wina.
-Nie jestem w tym najlepszy, ale może chciałabyś porozmawiać z kimś, kto zna się na rzeczy?- zasugerował.
-Masz na myśli psychologa? Wszystko ze mną w porządku, nie mam depresji ani nic z tych rzeczy. Widziałeś gdzie spędziłam ostatnie kilka godzin? Jeśli coś byłoby nie tak, płakałabym raczej w poduszkę, a nie upijała się z tobą. Poza tym nie miałabym odwagi, żeby się zabić więc nie masz się o co martwić.
-Mówię tylko, że prosić o pomoc to nie wstyd.
-Na razie jest dobrze. -Ostrożnie oparła głowę o jego ramię. -Po prostu ciągle wydaje mi się, że oni jeszcze nie wrócili z podróży...
*
-Marie?- Ciepły, znajomy głos wypowiedział jej imię sprawiając, że zadrżała, chociaż wmówiła sobie, że spowodował to podmuch chłodnego wiatru. Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i policzyła powoli do pięciu. Była pewna, że tu będzie i musiała przyznać przed samą sobą, że czekała aż się pojawi.
-Alex. -Spojrzała na niego i nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Zdążyła już zapomnieć, jaki był niesamowicie przystojny i jak na nią działał.
-Pięknie wyglądasz. -Poczuła, że się rumieni. "Nie powinnaś tak na niego reagować, on nie jest juz częścią twojego życia", skarciła się w myślach. -Starałem się wypatrzyć cię już na konferencji, ale bez skutku.
-Nie lubię wychodzić przed szereg- odparła.
-Zabawne, kiedyś lubiłaś. -Alex oparł się o balustradę tarasu i przyjrzał się rudowłosej. Zmieniła się od czasu, gdy miał okazję widzieć ją po raz ostatni; wyglądała poważniej, jej zielone oczy były ciemniejsze, niż je zapamiętał.
-Kiedyś tak- przyznała.
-Czemu nie bawisz się w środku?- zapytał, przenosząc wzrok na przeszkloną ścianę, za którą ludzie w małych grupkach śmiali się, popijając przy tym szampana.
-Chyba już wystarczająco napatrzyłam się na ich twarze- odparła, dyskretnie przyglądając się ciemnowłosemu rozmówcy. Zawsze miała słabość do elegancko ubranych mężczyzn, a Alex w garniturze zdecydowanie był przyjemnym widokiem.
-W takim razie co ja mam powiedzieć- Roześmiał się serdecznie. -Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.
-W porządku. Mam teraz dużo na głowie, ale lubię być zajęta.
-Nie pytałem o pracę, Marie.
-Myślę, że resztę wiesz. W końcu plotki w naszej branży szybko się roznoszą.
-I nie tęsknisz za Londynem?
-Czasami- przyznała. -Ale podoba mi się tak, jak jest. Chyba potrzebowałam wyciszenia.
-Więc nie planujesz wrócić. -Znał ją na tyle dobrze, że nie musiał pytać.
-James raczej nie dałby się na to namówić. -Dziwnie było rozmawiać z byłym chłopakiem o swoim nowym partnerze.
-Szkoda. Dużo osób tu za tobą tęskni.
-Masz na myśli siebie?
-Też. Ale skoro jesteś szczęśliwa, to ja również.
-Nie zawsze jest tak kolorowo, jak bym chciała. -Wiedziała, że pewnie nie powinna o tym mówić, ale Alex był jedynym facetem, przy którym mówienie o swoich uczuciach przychodziło jej z taką łatwością.
-Och. Sądziłem, że tym razem...
-Życie to nie komedia romantyczna- skwitowała. -A co u ciebie?
-Po staremu. -Wzruszył ramionami. -Praca w radiu pochłania mnie do tego stopnia, że nie mam czasu na związki.
-Dla mnie zawsze miałeś czas- zauważyła, na co Alex uśmiechnął się, kręcąc głową.
-Dla ciebie wciąż bym miał.
-Jesteś niepoprawny.
-Mówię tylko to, co naprawdę myślę i co chciałabyś usłyszeć.
-Skąd możesz mieć taką pewność?
-Bo gdybym się mylił...- Chwycił jej twarz w dłonie, spojrzał głęboko w oczy i pocałował. -To byś mi na to nie pozwoliła.
*
-Zaraz podaję obiad!- zawołała Louise.
-Pomóc ci, kochanie?- Ben wstał z fotela, zostawiając Simona i Nicole w salonie. Uśmiechnął się do siebie, myśląc o tym jak cudownie jest być znowu w domu, ciesząc się takimi drobnostkami, jak wspólne przygotowywanie posiłku czy siedzenie i rozmawianie o wszystkim i o niczym. Zrozumiał, że wszystko przez co przeszedł, pozwoliło mu nauczyć się czerpać radość z życia, jak nigdy przedtem.
-A gdzie jest James?- Nikki spojrzała na zegarek, a później na Simona, korzystając z tego, że zostali sami i mogą przestać udawać, że się prawie nie znają.
-Nie mam pojęcia, ale to bardzo niegrzecznie się tak spóźniać- stwierdził, wyciągając telefon z kieszeni. -Skoro my daliśmy radę tutaj przyjść po wczoraj, to on tym bardziej. Chyba, że postanowił jakoś wykorzystać nieobecność Marie.
-Tak myślisz?- Uniosła brew. Znowu obydwoje byli lekko skacowani i wdzięczni losowi, że James nie przebywał z nimi od początku tego niedzielnego popołudnia, bo z pewnością potrafiłby ułożyć sobie to wszystko w całość. Jednak w jakimś stopniu Nikki wolała, żeby wiedział, bo po szczerej rozmowie na plaży czuła, że ona i Simon jeszcze nieraz gdzieś razem wyjdą. Był jedną z tych osób, przy których już po chwili wydaje się, że zna się całe życie.
-Nie, Jimbo za bardzo się jej boi. Idę do niego przedzwonić i zaraz wrócę- powiedział, wychodząc do ogródka. Korzystając z okazji zapalił papierosa, wybrał z listy kontaktów numer Jamesa i czekając aż odbierze, dyskretnie zajrzał do salonu. Nicole bawiła się kosmykiem blond włosów, zupełnie nieświadoma, że Simon nie spuszcza jej z oka nawet na moment. Naprawdę zaczynał ją lubić, chociaż to nie było odpowiednie słowo na określenie tego, co o niej myślał.
-Simon, nie mogę teraz rozmawiać. -Usłyszał, i potrzebował dobrej chwili, by jego uwaga skupiła się na czymś innym, niż Nikki.
-Stary, gdzie ty jesteś? Jedziesz, tak?
-Nie będzie mnie dzisiaj u Bena- odparł.
-Dlaczego?- Simon miał wrażenie, że przyjaciel brzmi jakoś dziwnie.
-Muszę być w Londynie.
-Coś się stało?- Był już poważnie zaniepokojony.
-Tak, stało się. Marie miała wypadek...
-Nie mów tak. -Spojrzał na nią, przesypującą sobie piasek z dłoni do dłoni. Był zaskoczony, że ta noc, którą spędzili bawiąc się we wszystkich lokalach w okolicy, kończyła się w takim miejscu i takimi tematami.
-Straciłam całą moją rodzinę, Simon. Nie mam gdzie mieszkać, nie mam za co się utrzymać, wszystko, co mogło pójść źle, poszło źle.
-Przynajmniej żyjesz. -Czuł, że Nikki była jeszcze za młoda, by zrozumieć i docenić pewne rzeczy, i nie było sensu przekonywać ją na siłę, że najlepsze jeszcze przed nią.
-Tylko po to, żeby każdego dnia przypomnieć sobie, że to wszystko moja wina. -W jej głosie dało się słyszeć wiele gniewu, a im dłużej Simon z nią przebywał, tym wyraźniej widział siebie sprzed kilku lat, gdy czuł dokładnie to samo. I wiedział, że nie może pozwolić jej skończyć jak on.
-Dlaczego tak uważasz?- zapytał ostrożnie, mając nadzieję, że nie przekroczy granicy.
-Bo takie są fakty- odparła szorstko. -Nie wierzę, że nie pytałeś o to Jamesa ani Bena.
-Nie wdawałem się w szczegóły-przyznał zgodnie z prawdą. -Ale nie czuj się zobowiązana mi o tym opowiadać.
-Na twoim miejscu bym się skupiła, bo to będzie pierwszy i ostatni raz. I zostanie to między nami.
Simon skinął głową na znak, że zrozumiał.
-Ja, moi rodzice i brat od zawsze żyliśmy na walizkach, przeprowadzając się przeciętnie raz w miesiącu, a pół roku w Australii było naszym rekordowym czasem przebywania w jednym miejscu, co pewnie wyjaśnia dlaczego teraz zostałam zupełnie sama. Szybko nauczyłam się nie przywiązywać do ludzi, skoro wiedziałam, że zaraz wyląduję na drugim końcu świata, ale to nie było takie trudne, jak się wydaje. Szczerze to lubiłam i wydawało mi się, że nie dałabym rady przestawić się na inny tryb życia. A teraz muszę, bo byłam skończoną idiotką i jedną decyzją sprawiłam, że zginęli wszyscy moi bliscy. -Zrobiła pauzę; Simon bał się sprawdzić czy w jej oczach pojawiły się już łzy. Chciał usłyszeć tę historię, chciał, żeby ona sama mu ją opowiedziała, i żeby mógł jeszcze bardziej utwierdzić się w przekonaniu, że ona go zrozumie.
-To był pierwszy raz od prawie 4 lat, gdy z nimi nie pojechałam- kontynuowała. -Byliśmy dłuższą chwilę w Szkocji i poznałam kogoś, więc nie do końca miałam ochotę na podróże. Powiedziałam, że źle się czuję i odpuszczam sobie ten jeden wyjazd. No i polecieli beze mnie, a po weekendzie dostałam wiadomość, że wrócą wcześnie ze względu na mnie i, jak się pewnie domyślasz, nigdy nie dotarli do domu... Więc nie próbuj mi nigdy wmówić, że to nie była moja wina, bo nie ma takiej chwili, żebym nie zastanawiała się, co by było, gdyby.
-Przykro mi- wyszeptał Simon, chociaż wiedział, że żadne słowa nie będą odpowiednie.
-Najgorsze jest to, że nikt nie ma pojęcia, jak było naprawdę. Gdy ci wszyscy obcy ludzie składali mi na pogrzebie kondolencje, miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz, że są tu przeze mnie. Ale teraz mam tylko nadzieję, że z czasem będzie łatwiej.
-Nie będzie- odparł. -Minęło już prawie dziesięć lat od kiedy odeszła moja mama; byliśmy wtedy w trasie i nie zdążyłem się z nią nawet pożegnać. Uwierz mi, w tej kwestii nigdy nie będzie łatwiej. Oczywiście, że w pewnym momencie złapiesz się na tym, że już o nich tak często nie myślisz, ale gdy już zaczniesz, wspomnienia wrócą z taką samą siłą, jak w dniu, gdy dowiedziałaś się o ich śmierci.
-Ha, dzięki za pocieszenie. -Sięgnęła po butelkę, którą Simon wciąż trzymał w dłoniach i wypiła resztę wina.
-Nie jestem w tym najlepszy, ale może chciałabyś porozmawiać z kimś, kto zna się na rzeczy?- zasugerował.
-Masz na myśli psychologa? Wszystko ze mną w porządku, nie mam depresji ani nic z tych rzeczy. Widziałeś gdzie spędziłam ostatnie kilka godzin? Jeśli coś byłoby nie tak, płakałabym raczej w poduszkę, a nie upijała się z tobą. Poza tym nie miałabym odwagi, żeby się zabić więc nie masz się o co martwić.
-Mówię tylko, że prosić o pomoc to nie wstyd.
-Na razie jest dobrze. -Ostrożnie oparła głowę o jego ramię. -Po prostu ciągle wydaje mi się, że oni jeszcze nie wrócili z podróży...
*
-Marie?- Ciepły, znajomy głos wypowiedział jej imię sprawiając, że zadrżała, chociaż wmówiła sobie, że spowodował to podmuch chłodnego wiatru. Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i policzyła powoli do pięciu. Była pewna, że tu będzie i musiała przyznać przed samą sobą, że czekała aż się pojawi.
-Alex. -Spojrzała na niego i nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Zdążyła już zapomnieć, jaki był niesamowicie przystojny i jak na nią działał.
-Pięknie wyglądasz. -Poczuła, że się rumieni. "Nie powinnaś tak na niego reagować, on nie jest juz częścią twojego życia", skarciła się w myślach. -Starałem się wypatrzyć cię już na konferencji, ale bez skutku.
-Nie lubię wychodzić przed szereg- odparła.
-Zabawne, kiedyś lubiłaś. -Alex oparł się o balustradę tarasu i przyjrzał się rudowłosej. Zmieniła się od czasu, gdy miał okazję widzieć ją po raz ostatni; wyglądała poważniej, jej zielone oczy były ciemniejsze, niż je zapamiętał.
-Kiedyś tak- przyznała.
-Czemu nie bawisz się w środku?- zapytał, przenosząc wzrok na przeszkloną ścianę, za którą ludzie w małych grupkach śmiali się, popijając przy tym szampana.
-Chyba już wystarczająco napatrzyłam się na ich twarze- odparła, dyskretnie przyglądając się ciemnowłosemu rozmówcy. Zawsze miała słabość do elegancko ubranych mężczyzn, a Alex w garniturze zdecydowanie był przyjemnym widokiem.
-W takim razie co ja mam powiedzieć- Roześmiał się serdecznie. -Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.
-W porządku. Mam teraz dużo na głowie, ale lubię być zajęta.
-Nie pytałem o pracę, Marie.
-Myślę, że resztę wiesz. W końcu plotki w naszej branży szybko się roznoszą.
-I nie tęsknisz za Londynem?
-Czasami- przyznała. -Ale podoba mi się tak, jak jest. Chyba potrzebowałam wyciszenia.
-Więc nie planujesz wrócić. -Znał ją na tyle dobrze, że nie musiał pytać.
-James raczej nie dałby się na to namówić. -Dziwnie było rozmawiać z byłym chłopakiem o swoim nowym partnerze.
-Szkoda. Dużo osób tu za tobą tęskni.
-Masz na myśli siebie?
-Też. Ale skoro jesteś szczęśliwa, to ja również.
-Nie zawsze jest tak kolorowo, jak bym chciała. -Wiedziała, że pewnie nie powinna o tym mówić, ale Alex był jedynym facetem, przy którym mówienie o swoich uczuciach przychodziło jej z taką łatwością.
-Och. Sądziłem, że tym razem...
-Życie to nie komedia romantyczna- skwitowała. -A co u ciebie?
-Po staremu. -Wzruszył ramionami. -Praca w radiu pochłania mnie do tego stopnia, że nie mam czasu na związki.
-Dla mnie zawsze miałeś czas- zauważyła, na co Alex uśmiechnął się, kręcąc głową.
-Dla ciebie wciąż bym miał.
-Jesteś niepoprawny.
-Mówię tylko to, co naprawdę myślę i co chciałabyś usłyszeć.
-Skąd możesz mieć taką pewność?
-Bo gdybym się mylił...- Chwycił jej twarz w dłonie, spojrzał głęboko w oczy i pocałował. -To byś mi na to nie pozwoliła.
*
-Zaraz podaję obiad!- zawołała Louise.
-Pomóc ci, kochanie?- Ben wstał z fotela, zostawiając Simona i Nicole w salonie. Uśmiechnął się do siebie, myśląc o tym jak cudownie jest być znowu w domu, ciesząc się takimi drobnostkami, jak wspólne przygotowywanie posiłku czy siedzenie i rozmawianie o wszystkim i o niczym. Zrozumiał, że wszystko przez co przeszedł, pozwoliło mu nauczyć się czerpać radość z życia, jak nigdy przedtem.
-A gdzie jest James?- Nikki spojrzała na zegarek, a później na Simona, korzystając z tego, że zostali sami i mogą przestać udawać, że się prawie nie znają.
-Nie mam pojęcia, ale to bardzo niegrzecznie się tak spóźniać- stwierdził, wyciągając telefon z kieszeni. -Skoro my daliśmy radę tutaj przyjść po wczoraj, to on tym bardziej. Chyba, że postanowił jakoś wykorzystać nieobecność Marie.
-Tak myślisz?- Uniosła brew. Znowu obydwoje byli lekko skacowani i wdzięczni losowi, że James nie przebywał z nimi od początku tego niedzielnego popołudnia, bo z pewnością potrafiłby ułożyć sobie to wszystko w całość. Jednak w jakimś stopniu Nikki wolała, żeby wiedział, bo po szczerej rozmowie na plaży czuła, że ona i Simon jeszcze nieraz gdzieś razem wyjdą. Był jedną z tych osób, przy których już po chwili wydaje się, że zna się całe życie.
-Nie, Jimbo za bardzo się jej boi. Idę do niego przedzwonić i zaraz wrócę- powiedział, wychodząc do ogródka. Korzystając z okazji zapalił papierosa, wybrał z listy kontaktów numer Jamesa i czekając aż odbierze, dyskretnie zajrzał do salonu. Nicole bawiła się kosmykiem blond włosów, zupełnie nieświadoma, że Simon nie spuszcza jej z oka nawet na moment. Naprawdę zaczynał ją lubić, chociaż to nie było odpowiednie słowo na określenie tego, co o niej myślał.
-Simon, nie mogę teraz rozmawiać. -Usłyszał, i potrzebował dobrej chwili, by jego uwaga skupiła się na czymś innym, niż Nikki.
-Stary, gdzie ty jesteś? Jedziesz, tak?
-Nie będzie mnie dzisiaj u Bena- odparł.
-Dlaczego?- Simon miał wrażenie, że przyjaciel brzmi jakoś dziwnie.
-Muszę być w Londynie.
-Coś się stało?- Był już poważnie zaniepokojony.
-Tak, stało się. Marie miała wypadek...
piątek, 2 sierpnia 2013
4
-Mogę zająć ci chwilę czy jesteś zajęta?- Nikki podeszła
nieśmiało do Marie, która siedziała na kanapie w salonie z laptopem na
kolanach.
-Czy to coś ważnego? –Spojrzała na nią, swoją miną wyraźnie
dając jej do zrozumienia, że jej towarzystwo nie jest mile widziane. –Ja i
James właśnie mieliśmy iść odwiedzić Bena.
-Och, jak się trzyma? Nie miałam jeszcze okazji porozmawiać
z wujkiem na ten temat- przyznała, siadając na fotelu.
-Całkiem dobrze, wychodzi za niedługo do domu, a później
chłopcy mają zamiar wrócić do koncertowania, chociaż nie wiem czy to nie za
wcześnie. –Zamknęła laptopa i odłożyła go na stolik. -I znowu zacznie się życie
na walizkach.
Nikki wiedziała, co rudowłosa chciała jej przekazać. Miała
mało czasu, a jej plan awaryjny również stał pod znakiem zapytania. Myślała, że
skoro nie chcą jej tutaj, to może chociaż wujek Ben, po opuszczeniu ośrodka
odwykowego pozwoli jej się do niego przenieść. Skoro jednak wszyscy mieli wkrótce
jechać w trasę, traciła tę możliwość. Nie miała pojęcia, jak znaleźć w tak
krótkim czasie pracę i zebrać wystarczającą sumę pieniędzy na wynajęcie
jakiegoś pokoju, ale wiedziała, że nie ma już innego wyjścia.
-Znam to. –Uśmiechnęła się. –Moi rodzice mieli taką pracę,
że bez przerwy podróżowali, a ja i mój brat razem z nimi.
-To musiało być czasami męczące.
-Nie znałam innego życia.- Nikki poczuła, jak do jej oczu
napływają łzy i zaczęła żałować, że rozpoczęła ten temat. Nie chciała znowu
płakać, nie przy Marie. –W każdym razie chciałam ci tylko powiedzieć, że zdaję
sobie sprawę z tego, iż w tej sytuacji moja obecność tutaj nie jest tym, o czym
marzysz, i przepraszam za to. Postaram się rozejrzeć za jakąś pracą i
mieszkaniem, może akurat znajdzie się coś na moją kieszeń.
-Przecież cię stąd nie wyrzucam. James postanowił, że
powinnaś tu zostać i ja nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia.
-Mieszkasz tutaj, więc to też jest zależne od ciebie. I
wiem, że najchętniej byś się mnie już pozbyła, słyszałam waszą kłótnię.
-Cóż, nie będę zaprzeczać, że pojawiłaś się w najgorszym
momencie.
-Uwierz mi, że to nie jest żadna przyjemność siedzieć wam na
głowie.
-Jest łatwy sposób, by to zmienić- odparła Marie,
uśmiechając się fałszywie. –Nikt cię tu nie zatrzymuje- dodała, opuszczając
salon.
Nikki zrozumiała, że się nie polubią.
*
-Mam nadzieję, że szybko się z tym wszystkim uwiniemy.
Powinnam się w końcu spakować, rano mam samolot do Londynu.-Marie zatrzasnęła
drzwi samochodu i chwyciła Jamesa za rękę,
jednocześnie sprawdzając swój terminarz w telefonie.
-Spokojnie, zdążysz ze wszystkim. –Uśmiechnął się do niej,
chociaż ona nawet na niego nie spojrzała.
-Szkoda, że zostajesz w domu- przyznała, marszcząc czoło.
-Przecież wracasz już pojutrze. A poza tym i tak byłabyś
zajęta pracą i nie mielibyśmy czasu dla siebie- odparł.
-I nie będziesz za mną tęsknił?
-Na szczęście to tylko jedna noc bez ciebie.
-Myśl o mnie. –Pocałowała go.
-Mam nadzieję, że kiedy wrócimy, nie będzie w domu Nicole.
Marie uśmiechnęła się szeroko, wyobrażając już sobie co
zrobią, gdy tylko przekroczą próg mieszkania. Nawet pożegnalny seks był
przecież dobrym seksem.
-Przynajmniej ona będzie zadowolona, że wyjeżdżam-
stwierdziła, zastanawiając się czy powinna wspomnieć Jamesowi o rozmowie, jaką
odbyły kilka dni wcześniej.
-Przypuszczałem, że się nie polubicie, ale bądź dla niej
miła- poprosił. –Wiele przeszła.
-To mnie do niczego nie zobowiązuje. Wystarczy, że w ogóle
toleruję jej obecność w naszym domu- odparła szorstko.
-Odrobina życzliwości na pewno by nie zaszkodziła.
-Nie kłóćmy się znowu o nią. –Marie przewróciła oczami,
decydując, że lepiej będzie unikać tego tematu i po prostu czekać, aż problem
sam się rozwiąże.
Weszli do budynku, w którym mieściła się recepcja ośrodka
odwykowego i otrzymali plakietki informujące o tym, że są odwiedzającymi.
-No proszę, kogo ja widzę!- Ben uśmiechnął się szeroko,
witając gości.
-Cześć bracie. –James przytulił się do niego. –Spakowany?
-Tak, skończyłem dosłownie pięć minut temu. Chodźcie do mojego
pokoju, zaraz to wszystko zniesiemy na dół. –Ben nawet nie starał się kryć
radości, jaką sprawiał mu powrót do domu. Spędził w ośrodku prawie dwa
miesiące, które były najdłuższymi w jego życiu, ale teraz wychodził czując, że
jest silniejszy. Nie wiedział jeszcze jak będzie wyglądało zderzenie się z
rzeczywistością, szczególnie życie w trasie, gdzie zazwyczaj alkohol lał się
litrami. Nie chciał, żeby ktokolwiek rezygnował przez niego z dobrej zabawy i
miał nadzieję, że przyjaciele to zrozumieją.
-Trochę się tego nazbierało- stwierdził James, widząc leżące
na łóżku pudełka w większości wypełnione książkami.
-To może ja pójdę otworzyć bagażnik?- zaproponowała Marie,
biorąc kluczyki od ukochanego. –Będę czekała przy samochodzie- dodała,
wychodząc z pokoju.
-Okej, musimy się z tym jakoś zabrać. –James podniósł jedno
z pudeł.
-Poczekaj.- Spojrzał na brata. –Ostatnim razem nie mieliśmy
okazji porozmawiać na osobności. Wszystko między wami w porządku?
-Jasne, czemu pytasz?
-Upewniam się tylko.
-Simon znowu był u ciebie na plotkach?- domyślił się. –On
bardzo lubi się wtrącać w sprawy innych ludzi.
-Przecież wiesz, że od rozwodu nie ma po prostu co ze sobą
zrobić.
-To go wcale nie usprawiedliwia. Jest nieszczęśliwy i uważa,
że wszyscy dookoła też muszą cierpieć jak on- westchnął. –Ale ja nie pozwolę mu
znowu skłócić mnie i Marie.
-Jemu nie, a co z Nicole? Bo wciąż z wami mieszka, tak?
James skinął twierdząco głową.
-Simon pewnie ci wspominał, że Marie nie jest z tego powodu
szczęśliwa.
-Coś mówił- potwierdził. –Jeśli jej obecność tak bardzo wam
przeszkadza, to może przenieść się teraz do mnie, dla mnie to nie problem.
-Ale dla nas też nie- wyjaśnił szybko James. Nie chciał
teraz obarczać niczym brata, który musiał na nowo poukładać sobie życie.
Przecież w domu czekała na niego stęskniona żona i syn. –Naprawdę nie zawracaj
sobie tym głowy.
-A jak ona się trzyma po tym wszystkim?
-Wydaje mi się, że całkiem dobrze. Teraz rozgląda się za
jakąś pracą, żeby móc wynająć mieszkanie, ale powiedziałem jej, że nie ma
potrzeby się spieszyć.
-To dobrze.
-Bardziej martwi mnie co będzie, jak niczego nie znajdzie, a
my pojedziemy w trasę.
-Też się nad tym zastanawiałem i w sumie mam jeden pomysł,
ale musiałbym z nią porozmawiać i zapytać, czy byłaby zainteresowana. W każdym
razie, jest jeszcze trochę czasu, zobaczymy jak się to wszystko potoczy. A
teraz znieśmy już te pudła, Marie na nas czeka…
*
Nikki siedziała w pokoju po długim dniu bezowocnego szukania
pracy, zastanawiając się, kiedy James oświadczy jej w końcu, że nie może z nimi
dłużej mieszkać. Czas płynął zaskakująco szybko, a ona wciąż miała wrażenie, że
tkwi w tym samym punkcie. Sądziła, że przeprowadzka do nowego miasta pomoże jej
uciec od bolesnych wspomnień, lecz sprawiła tylko, iż czuła się jeszcze gorzej.
Nie chciała spędzić kolejnego wieczoru płacząc w poduszkę.
Potrzebowała czegoś, co pomogłoby jej tyle nie myśleć o przeszłości i przestać
martwić się o przyszłość.
Usłyszała wibracje telefonu i sięgnęła po niego, by odczytać
wiadomość od nieznanego numeru.
„Wciąż zainteresowana odzyskaniem swojej zapalniczki?”
Uśmiechnęła się
mimowolnie, patrząc na wyświetlacz. Nie musiała nawet sprawdzać spisu połączeń
by wiedzieć, że gdy pożyczył od niej telefon chcąc zadzwonić do kolegi, tak
naprawdę wybrał swój numer. Musiała przyznać, że sprytnie to rozegrał.
Chociaż ostatnim razem pożegnali się ze sobą raczej chłodno,
Nikki nie wahała się nad odpowiedzią nawet przez chwilę.
„Przyjdę za 15 minut”- odpisał.
Miała przeczucie, że skończą w jakimś klubie, więc przebrała
się w coś bardziej odpowiedniego niż rozciągnięta koszulka, a jednocześnie
niezbyt wyzywającego, żeby nie kusić losu. Wiedziała, że w żadnym wypadku nie
pozwoli sobie na to, żeby między nią i Simonem do czegoś doszło, nieważne jak
bardzo pijani by byli.
-Więc zdecydowałaś się przyjść. –Gdy wyszła z mieszkania, on
stał przy ogrodzeniu paląc papierosa.
-Dlaczego miałoby być inaczej?
-Nie wiem, pomyślałem tylko, że mogłabyś mnie wystawić i
patrzeć, jak robię z siebie idiotę łudząc się, że w końcu się pojawisz-
wyjaśnił, unosząc jedną brew.
-Zależało mi na zapalniczce- odparła.
-Jasne. Przyznaj, że chciałaś gdzieś wyjść, a nie miałaś z
kim i nagle spadłem ci z nieba.
-Mniej więcej- westchnęła. –Z resztą nawet twoje towarzystwo
jest lepsze od przebywania z dziewczyną James. –Sama nie wiedziała dlaczego to
dodała.
-Czyżbyście się nie dogadywały?- Na jego twarzy pojawił się
uśmiech zadowolenia.
-Nieszczególnie- przytaknęła.
-No to mamy już jeden temat do rozmów. A będziemy mieli
jeszcze więcej, kiedy pójdziemy się napić. Z doświadczenia wiemy, że wtedy
łatwiej nam, no wiesz, znaleźć wspólny język.
-Bardzo subtelna aluzja, Simon. –Obdarzyła go nieprzychylnym
spojrzeniem.
Tą jedną głupią wypowiedzią dostała jednak potwierdzenie, że
on też wciąż myślał o tamtej nocy…
Subskrybuj:
Posty (Atom)