Marie siedziała na łóżku w hotelowym pokoju i wpatrywała się w leżący na
szafce telefon, który od kilku minut nie przestawał wibrować. Widząc
imię na wyświetalczu wiedziała, że będzie dzwonić aż do skutku.
Odebrała.
-Przestań
do mnie wydzwaniać, proszę- powiedziała, zanim rozmówca zdążył się
przywitać. -Naprawdę nie mogę teraz z tobą rozmawiać.
-Gdyby był w pobliżu, nie wcisnęłabyś zielonej słuchawki, więc najwyraźniej chodzi o to, że nie chcesz ze mną rozmawiać.
-Alex... -Przeczuwała, że będzie tego żałować.
-Ale jeśli tak właśnie jest, po prostu powiedz, że mam już nie dzwonić. Mogę w tym momencie zakończyć rozmowę, skasować twój numer i nigdy więcej się nie odezwać, jeśli tego naprawdę chcesz.
-Po co chciałeś się ze mną skontaktować?- Wolała nie odpowiadać na jego pytanie, nie będąc pewną czy mówi poważnie.
-Nie odezwałaś się po szpitalu, chyba nie dziwi cię, że miałem nadzieję, iż dasz mi znać jak się czujesz.
-Powinnam-
przyznała, przygryzając wargę i żałując, że ta rozmowa odbywała się
tylko przez telefon. -Wiesz, bardzo dużo pozmieniało się od tamtego dnia
i... Z resztą sam widziałeś, jak było.
-Właśnie słyszałem, że zaszły spore zmiany.
-Od kogo?
-Plotki w tej branży szybko się rozchodzą- odparł, cytując jej słowa wypowiedziane podczas ich spotkania w Londynie, i utwierdzając ją w przekonaniu, że stanowczo za dużo o niej myślał. -I nigdy nie sądziłem, że zrezygnujesz ze swojej audycji.
-Cóż, jestem w tak komfortowej sytuacji, że nie muszę zarabiać.
-Tobie nigdy nie chodziło w tym wszystkim o pieniądze- zauważył. -Więc dlaczego rzucasz coś, o czym zawsze marzyłaś?
-James jedzie w trasę, nie zostanę sama w domu na pół roku. Poza tym, nie rezygnuję z pracy na zawsze.
-Dużo dla niego poświęcasz. -Kolejne trafne spostrzeżenie, którego Marie wolałaby nie usłyszeć.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak dużo. -Musiała mu powiedzieć.
-Co masz na myśli?
Westchnęła. Wydawało się jej, że łatwiej byłoby mieć teraz Alexa przy sobie.
-Jestem w ciąży.
-Z Jamesem?- Po jego głosie wywnioskowała, że boi się odpowiedzi na to pytanie.
-Dowiedziałam się wtedy w szpitalu. -Rozwiała jego wątpliwości.
-W takim razie gratuluję, musicie być bardzo szczęśliwi... -Wiedziała, że w tym momencie stracił wszelką nadzieję, którą jeszcze tak niedawno dała mu spędzając z nim noc.
-Pewnie teraz żałujesz, że w ogóle zadzwoniłeś- wyszeptała zamykając oczy i pozwalając zbierającymi się pod powiekami łzom, potoczyć się po policzkach.
-Nie, Marie. Jestem tylko rozczarowany i zaniepokojony tym, że stajesz się osobą, którą nigdy nie chciałaś być. I wciąż nie chcesz, czuję to. Wiem, że starasz się uszczęśliwić Jamesa, ale zobacz co robisz przy tym ze sobą. Nie potrafię zrozumieć, jak można być takim egoistą jak on i ci na to pozwalać, skoro to ostatnia rzecz, jakiej pragniesz.
-Zdaję sobie sprawę z konsekwencji moich wyborów, Alex- odparła. -A teraz muszę już kończyć, James za moment wróci- skłamała, nie chcąc dłużej słuchać tego, czego nie chciała do siebie dopuścić.
-Wiesz,
że zawsze możesz do mnie zadzwonić w każdej sprawie? -Tak bardzo nie
potrafił z niej zrezygnować, a ona doskonale zdawała sobie z tego
sprawę.
-Wiem, dziękuję... Cześć.- Rozłączyła się i położyła na łóżku, wtulając się w poduszkę.
Dlaczego Alex zawsze musiał mieć rację?
*
-Chłopaki, zaraz jedziemy!- Neil wychylił się z busa wołając Simona i Bena, którzy od dłuższego czasu stali z grupką fanów, rozmawiając i robiąc sobie z nimi zdjęcia.
-Wygląda na to, że musimy iść. -Ben uśmiechnął się przepraszająco do trzech dziewczyn, podpisując ostatnią płytę.
-Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście. Do następnego razu!- Rzucił Simon na pożegnanie. -O człowieku, nawet nie wiesz jak mi tego brakowało- zwrócił się do przyjaciela.
-Uwierz, że wiem. -Poklepał go po ramieniu. Jeszcze kilka miesięcy temu nic nie zapowiadało, że zespół przetrwa, a co dopiero, że znowu pojadą w trasę, lecz po raz kolejny okazało się, że ich przyjaźń jest silniejsza niż wszystkie przeciwności, jakie napotykali.
-A gdzie twój brat?
-Stoi tam i rozmawia przez telefon- odparł, wsiadając do pojazdu.
-Pewnie stęsknił się za swoją piękną.- Simon przewrócił oczami. -Jimbo!
-Już idę!- Zawołał, kontynuując rozmowę.
-Skoro wspomniałeś o jego dziewczynie... Co jest między tobą i Nicole? -Pytanie Bena zaskoczyło mężczyznę.
-Nic- skłamał. -Skąd coś takiego przyszło ci do głowy, co?
-Wiem, że to z nią wychodzisz co wieczór- przyznał.
-Lubi się bawić, ja też. -Wzruszył ramionami. Nie był gotowy na tę rozmowę, nie kiedy na chwilę udało mu się przestać o niej myśleć. Wciąż nie wierzył, że mógł zawalić sprawę już na starcie, ale kiedy obudził się obok Nikki, jedyne co czuł to chęć ucieczki. I tak właśnie zrobił, a teraz bał się, co będzie po powrocie. Nie potrafił nawet wziąć się w garść i do niej zadzwonić, co tylko dobitniej uświadomiło mu, jakim jest beznadziejnym przypadkiem.
-Zmieniłeś się od kiedy ją poznałeś. Gdy jest obok, wyglądasz na szczęśliwego, i chociaż rozumiem jaka to niezręczna sytuacja, to jeśli macie spotykać się za naszymi plecami...
-Nie sypiam z nią- uciął.
-Stary, chcę tylko, żebyś pozbierał się po rozwodzie. Tyle. Sam mi mówiłeś, że jak zaczniesz czekać w nieskończoność, to nic dobrego z tego nie wyniknie.
-Wiem, tylko niektóre rzeczy nie są tak proste, jak się wydają. A ja i Nikki jesteśmy na razie tylko przyjaciółmi.
Ben uśmiechnął się do siebie, dobrze wiedząc, co naprawdę to oznaczało.
-A rozmawialiście może o mojej propozycji?- zapytał.
-Jakiej propozycji?- Miał wrażenie, że przyjaciel zdążył już przeprowadzić podobną rozmowę również z nią.
-Ach, nie wiesz. Nieważne, niech sama ci powie...
*
-Kiedy mówiłeś o kolacji, sądziłam, że miałeś na myśli wyjście do jakiejś eleganckiej restauracji. -Marie rozglądała się po przystani, z każdą minutą coraz bardziej żałując, że ubrała długą sukienkę.
-Musimy wykorzystać to, że jesteśmy na Ibizie. Szkoda byłoby przegapić taki piękny zachód słońca siedząc w jakimś zatłoczonym lokalu. -Uśmiechnął się, wchodząc na jacht i podając jej dłoń -Zapraszam na pokład.
Marie odwzajemniła uśmiech; pierwszy raz od naprawdę długiego czasu była szczęśliwa i cieszyła się, że nie zrezygnowali z tego krótkiego urlopu, bo dala od domu i przyjaciół wszystko wydawało się być inne, lepsze, łatwiejsze. Wiedziała, że muszą wykorzystać ten czas sam na sam, bo nie miała pojęcia, kiedy taka okazja nadarzy się po raz kolejny.
-Zaskoczyłeś mnie- stwierdziła, z zachwytem patrząc na stół i niezliczoną ilość świec rozstawionych na pokładzie. Mogła sobie tylko wyobrazić, jak niesamowicie będzie to wyglądać po zapadnięciu zmroku.
-Właśnie taki był plan- roześmiał się James, obejmując ją i delikatnie całując.
Odsunął jej krzesło, będąc jak zwykle prawdziwym dżentelmenem, i usiadł naprzeciwko niej.
-A teraz przyznaj się, z jakiej to okazji.
-Czy potrzebujemy specjalnych okazji, żeby spędzić romantyczny wieczór we dwoje?- zapytał, uśmiechając się ciepło.
-Ty zawsze potrzebowałeś- zauważyła.
-Dobrze, przyznam ci się. -Przez głowę Marie nagle przemknęła myśl, że będzie się jej chciał oświadczyć, ale szybko ją od siebie odsunęła. -Chcę, żebyśmy chociaż na chwilę byli jak każda normalna para, a zaraz pojedziemy w trasę i dobrze wiesz, jak to wygląda. Więc po prostu cieszmy się tym, że jesteśmy tu razem, bez tych wszystkich ludzi, których za kilka miesięcy będziemy mieć dość- wyjaśnił żartobliwie, ani na moment nie odrywając oczu od swojej pięknej dziewczyny.
-Chyba nie będzie aż tak źle, skoro nawet Simon zrobił się bardziej znośny.
-Nie ukrywam, że byłoby o wiele łatwiej, gdybyście spróbowali się w końcu dogadać, ale wiem jaki on jest. Widzi nas razem, szczęśliwych i czekających na dziecko, i na pewno myśli o tym, że jego największe marzenia spełniają się komuś innemu. Ale uwierz mi, zależy mu na nas, nawet jeśli nie chce tego przyznać wprost.
-Mam nadzieję, ze masz rację. Może gdy pojedziemy w trasę i zaczniemy spędzać ze sobą więcej czasu, uda nam się jakoś porozumieć. -Uśmiechnęła się.
-Byłbym z tego powodu bardzo szczęśliwy.
-Wiem, dlatego się dla ciebie postaram. -Pogładziła go po wierzchu dłoni. -Poza tym, teraz Nicole odciąga jego uwagę od nas, więc...
-No właśnie. -Zrobił niezadowoloną minę. -I to jest ta część, która znacznie mniej mi się podoba.
-Dlaczego?
-Spędzają ze sobą tyle czasu, że chyba zdajemy sobie sprawę, co się stanie, o ile już się nie stało.
-Cóż, rozumiem, że dość niezręcznie byś się czuł wiedząc, z kim sypia twój przyjaciel, ale z drugiej strony oni są dorośli i nie możesz im niczego zabronić.
-Martwię się, bo Nikki nie ma pojęcia, w co się pakuje, a ja pamiętam jeszcze jako kilkumiesięczne dziecko, więc... Teraz czuję się za nią odpowiedzialny.
-Ona wygląda mi na taką, która nie da sobie zrobić krzywdy, więc nie martw się na zapas, James.
-Tak, pewnie tak- westchnął. -W każdym razie dość już tych rozmów, ten wieczór jest nasz i tylko nasz. -Wstał od stołu.
-A teraz co, będziemy odgrywać scenę z Titanica?- Nie mogła powstrzymać się od komentarza, gdy stanęli przy barierce, by podziwiać zachód słońca.
-Cokolwiek zechcesz- wyszeptał, przytulając ją od tyłu.
-Ale tu pięknie. -Wtuliła się w niego.
-Z tobą wszędzie jest pięknie, i nie próbuj się śmiać. Naprawdę tak uważam.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też, i nie potrafię wyobrazić sobie, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie ty. Jeszcze nigdy z nikim nie czułem się tak szczęśliwy.
-James...
-Mówię poważnie. -Odsunął się od niej.
-Przecież wiem. -Odwróciła się i zasłoniła dłonią usta, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
James klęczał przed nią z małym pudełeczkiem, które otworzył ukazując piękny pierścionek z brylantem.
-Skoro już wiesz, jak bardzo cię kocham i nie potrafię bez ciebie żyć, mając nadzieję, że czujesz to samo chciałbym zadać ci jedno pytanie. Marie, czy zostaniesz moją żoną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz